niedziela, 24 lutego 2013

To już jest koniec... cz.2

Witam w drugiej części raportu o zużyciach.


1) Moisture Surge extended thirst relief, Clinique (7ml)

Jest to lekki, beztłuszczowy żel nawilżający przeznaczony do wszystkich typów skóry. Miniatura 7ml zeszła mi w trybie ekspresowym. Produkt świetnie się wchłania, nie zostawia na skórze filmu, nie ma tez po nim uczucia ściągnięcia. Niestety wydajność marna. Nie zauważyłam, żeby przyspieszał przetłuszczanie cery, dobrze współgrał zarówno z podkładami płynnymi jak i sypkimi minerałami.
Niestety przy tak kiepskiej wydajności nie kupię go za ok 135 zl za 30ml.

2) Serum All About Eyes de-puffing eye massage, Clinique (5ml)

Recenzja TU

3) Arginine Resist X3, L'OREAL (200ml)

Całkiem przyjemna odżywka o dość intensywnym "perfumeryjnym" zapachu. Nie oszukujmy się cudów nie zdziałała- wszelkie opisy typu "odbudowa włókna włosa" wkładam między bajki. Odżywka ma mi ułatwić rozczesywanie a przy tym nie obciążać moich skłonnych do przetłuszczania się włosów. Ten produkt zapewnił mi obydwie rzeczy:) Przy tym jest dość wydajny i ma przystępną cenę (jak widać na zdjęciu w promocji kosztował  9,99 zl). Czy kupię ponownie- nie przywiązuję się do odżywek do włosów, więc wątpię w ponowny zakup.

4) Relaksujący krem nawilżający, Tołpa (50ml)

Jest to krem przeznaczony do cery wrażliwej i odwodnionej. Kupiłam go z myślą o mojej skórze  przesuszonej kremami przeciw niedoskonałościom. Chciałam stosować go na noc, więc nie zależało mi na efekcie matującym. Niestety krem nie przypadł mi do gustu- średnio się wchłaniał i zostawiał na mojej skórze nieprzyjemny lekko tłusty film. Odczucie "powleczonej" skóry nie jest przyjemne ani dniem ani nocą więc krem długo stał w szafce i doraźnie stosowałam go na na łokcie czy kolana aż ostatecznie zużyłam do peelingów z korundem. Cena ok 30 zl.
Z pewnością nie kupię ponownie.

5) Jednorazowe chusteczki Alouette, Rossmann (30szt)

Właściwie są to bardziej ręczniczki niż chusteczki, przy czym są o wiele wytrzymalsze od obydwu. Świetnie nadają się do codziennego wycierania twarzy po myciu. Nie zostawiają włókienek, nie pylą, nie rwą się! Są wygodne i higieniczne. Świetna sprawa dla osób walczących z niedoskonałościami- unika się kontaktu skóry twarzy z bakteriami z tradycyjnych ręczników. Producent poleca je też w podróży ale tu akurat przydałoby się inne opakowanie-mniejsze i poręczniejsze lub samemu trzeba je przepakować.
Duża wada to brak komfortu wyjmowania- jeśli nie wyjmie się ręczniczka przed myciem to później z "pianą w oczach" i mokrymi rękami jest to niewygodne.
Poza tym same plusy, również cena-ok 5-6 zł opakowanie.


6) Korektor rozświetlający Touche Eclat, Yves Saint Laurent odc. 02 (2,5ml)

Chyba każdy o nim słyszał i zdania są mocno podzielone.
Kiedy pierwszy raz o nim przeczytałam opisywano go jako produkt kultowy, genialny "must have" każdej kobiety, słodki obiekt pożądania:) Za czasów studenckich tylko o nim marzyłam (cena ok 190 zl), później robiłam kilka podejść ale albo nie było koloru albo konsultantki zachwalały akurat inny produkt i wybierałam coś innego... W końcu kupiłam i d....Spodziewałam się cudów na kiju:) a okazało się, że pod moim okiem to produkt przeciętny. Nie robi mi "wow-wow":) Nie robi mi nawet zwykłego "wow";/ Na mojej skórze to przeciętny korektor o niezbyt mocnym kryciu (choć przy moich niezbyt dużych cieniach dawał sobie jakos radę). Niby rozświetlający ale jakoś bez przesady. Portki nie spadają z wrażenia...

Jestem mocno zawiedziona- mit obalony, produkt kultowy spadł z piedestału na którym ustawiłam go w swoich marzeniach. Na szczęście w moim przypadku nie sprawdziło się proroctwo jednej z konsultantek, że jest to produkt, który wielu osobom wysusza skórę pod oczami.

Plus za wydajność- starczył mi na ponad rok, z tym że pod koniec mocno zgęstniał i aplikacja była nieprzyjemna (słabo się wklepywał, odznaczał się na skórze-wcześniej sprawował się pod tym względem idealnie ).

7) Balsam do ust Tisane, Herbe Studio

Produkt kultowy, który kocham od lat. Dla mnie o wiele lepszy od Carmexu w którym nie lubię miętowego akcentu.

Bardzo się ucieszyłam gdy na rynku pojawiła się wersja w sztyfcie-wolę ją bo jest bardzie higieniczna. Balsam świetnie odżywia usta, nie skleja ich. Pachnie delikatnie -lekko ziołowo z miodowym akcentem.

Wielki plus za cenę (ok 10 zl) i naturalny skład: wosk pszczeli, miód, olej rycynowy, oliwa, ekstrakt z melisy, jeżówki purpurowej i ostropestu plamistego, witamina E.

 Mały minus za średnią wydajność, choć przy tej cenie...


Z pewnością kupię następny:)

8) Próbka podkładu DW od Estee Lauderr

Kolor świetnie dobrany niestety podkreślał mi suche skórki:(

Pozdrawiam!




czwartek, 21 lutego 2013

Miodowe love od L'OCCITANE

Witam!

Tej zimy walczę z niesamowicie suchą skórą dłoni. Testuję kolejne kremy i rozczarowana rzucam je w kąt (czyt. oddaję mężowi).


I chyba mam! Skusiłam się na słodkiego misiaka z pszczółkami od L'OCCITANE.


Krem zawiera masło shea oraz miód i jest to specjalna zimowa edycja. Za 30 ml trzeba zapłacić 29,90. Tanio nie jest, ale....
Gdybym miała podliczyć wszystkie moje nietrafione zakupy kremowe z ostatnich kilku miesięcy, to zdecydowanie lepiej kupić choćby 2 misiaczki :) Mniej a lepiej:)

Początkowo nie byłam pewna, czy zapach mi będzie odpowiadał- miód toleruję jedynie w herbacie i pierniczkach. Krem pachnie jednak obłędnie. Słodko, apetycznie i kojąco. Mam wrażenie, że siedzę w przytulnym fotelu z kubkiem gorącej czekolady i mięciutkim kocem na kolanach....aż nagle okazuje się, że jestem w pracy  a obok na biurku piętrzy się stos dokumentów:)
Jednak ważniejsza niż rozkosz zmysłów (trwająca dość długo bo zapach nie ulatnia się ze skóry w mgnieniu oka) jest  niesamowita miękkość dłoni. Już po kilku pierwszych użyciach skóra zrobiła się wyraźnie gładsza. Nie odczuwam już pieczenia ani nie mam wrażenia ściągniętej, wiórowatej skóry zaraz po myciu! Czysta poezja!


Krem jest "treściwy" i dość gęsty. Po wyciśnięciu idealnie trzyma "fason" i nie rozlewa się na boki. Jest bardzo wydajny. Widoczny na zdjęciu paseczek wielkości 1-1,5cm bez problemu starcza  mi na obydwie dłonie. Świetnie się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustej, nieprzyjemnej warstwy.

Aż żal że dostępny jest tylko w tak małej tubce choć w sumie jest ona idealna do torebki. Wersja podstawowa kremu (bez dodatku miodu) jest bowiem dostępna w wersji 150 ml i kosztuje 90 zl. W sumie ta pojemność jest o wiele bardziej opłacalna ale wielkość tuby jest przerażająca:)

Misiowej modelki do sesji użyczyła córeczka:) 

Z chęcią wypróbuję również inne wersje zapachowe i "dodatkowe" z L'OCCITANE. Dotąd próbowałam jedynie ich kremu do rąk z masłem shea w wersji podstawowej ale było to latem i ze względu na brak problemów ze skórą dłoni w okresie letnim, nie zauważyłam wtedy jakiejś specjalnej różni po aplikacji kremu.

Przy okazji zakupu kremu miodowego powąchałam edycję wiosenną o zapachu wiśni i kompletnie nie zrobiła na mnie wrażenia.

Jeśli tylko borykacie się z sucha skórą dłoni polecam Wam słodkiego, miodowego misia od L'OCCITANE:)


Pozdrawiam!

poniedziałek, 18 lutego 2013

To już jest koniec, nie ma już nic...cz.1

 Witam w kolejnym raporcie z działań frontu denkowego:)



1) 2-fazowy płyn do demakijażu oczu PURBLEUET Yves Rocher (125ml)

Od kilku dobrych lat do demakijażu oczu używam tylko i wyłącznie płynów dwufazowych. Nie mam swojego ulubieńca, chętnie testuję nowości ale jeśli akurat nic nowego nie ma na horyzoncie, skłaniam się ku sprawdzonym już produktom i wybieram coś z aktualnych ofert promocyjnych.Tak właśnie było z tym płynem YR z wyciągiem z bio bławatka- jest to moja 2 druga czy trzecia butelka. Przyznam, że nie widzę różnicy między nim a innymi produktami tego typu zarówno droższymi (Lancome Bi-Facil) jak i tańszymi (Ziaja De-makjaż).
Płyn YR dobrze zmywa nawet wodoodporne tusze i jest wydajny- butelka starczyła mi na jakieś 3-4 miesiące. Nie uczula, nie podrażnia. Ma przyzwoitą cenę (ok 25 zl) choć ja i tak nigdy nie kupuję go w cenie katalogowej.

Zastanawia mnie czemu tak wiele 2-fazówek jest przezroczysto-niebieskich (również i ten płyn). Jedyne co mi przychodzi na myśl, to "nawiązanie" do kultowego płynu Lancome.

2) Płyn micelarny HYDRAIN3 HIALURO DERMEDIC - opisany TU

Zdania nie zmieniam- bardo dobry produkt.

3) Żel pod prysznic i do kąpieli MALAYSIAN COCONUT z Yves Rocher (400 ml)

Uwielbiam kosmetyki o zapachu kokosu a ten żel to majstersztyk! Podczas kąpieli miałam wrażenie, że pławię się w morzu słodkiego likieru kokosowego. Niezwykle odprężający i kuszący zapach! Żel jest mlecznobiały, gęsty i wydajny. Bardzo dobrze się pieni. 
Jedyny choć spory minus to dozowanie. Przy zakupie nie zwróciłam uwagi czy można było go kupić w wersji z pompką- otwór w butelce jest tak duży, że często wylewałam za dużo płynu mimo jego dość gęstej konsystencji. Druga sprawa to niewygodna zakrętka- przy śliskich od żelu dłoniach zakręcanie nie jest zbyt dobra opcją.
Plusem jest cena- ok 15zl za 400ml- mój oczywiście z dodatkowej promocji:)

 4) Szampon przywracający blask z wyciągiem z nagietka Yves Rocher (200ml)

Kolejny promocyjny produkt:) Cechą charakterystyczną tego szamponu jest zapach- nie każdy lubi zapach nagietka a w tym szamponie jest on zdecydowany choć na włosach nie utrzymuje się długo. Mi ten specyficzny zapach absolutnie nie przeszkadzał, bo kojarzył mi się z dzieciństwem i wakacjami na działce u dziadków:) Ach wspomnień czar...:)
Szampon nie obciążał mi włosów, choć mam wrażenie, że po szamponie I LOVE MY PLANET dłużej pozostawały one świeże. Tamten szampon lepiej się tez pienił , łatwiej było go spłukać i był moim zdaniem bardziej wydajny.
Największy minus- opakowanie. Moje paznokcie ostatnio zrobiły się zdecydowanie słabsze a ten szampon ciężko się otwiera- trzeba mocno podważyć paznokciem a to niestety bywało tragiczne w skutkach.
Cena katalogowa to ok 12 zł.


5) Woda termalna w sprayu Vichy (50ml)

Wody termalnej używam od kilku lat- początkowo brałam ją ze sobą sporadycznie tylko w upalne dni na plażę. Jednak od czasu ciąży jest moim stałym towarzyszem w letnie dni podczas nawet najkrótszych spacerów. Również w domu mam ją zawsze w kosmetyczce choć używam jej głównie podczas nakładania maseczek z glinek- spryskuję nimi twarz gdy tylko maska zaczyna wysychać i odczuwalne staje się nieprzyjemne ściągnięcie.
Nie widzę specjalnej różnicy między wodą z Vichy a innymi producentami-decydująca jest dla mnie cena, dostępność i wielkość opakowania (lubię mieć wersję mini do torby czy plecaka ale na domowy użytek kupuję bardziej ekonomiczne duże butle).
Cena ok 6 zl/szt.

6) Zmywacz do paznokci Delia Cosmetics (100 ml)

Dobry produkt za stosunkowo niską cenę. Ważne, że nie wysusza nadmiernie skórek przy paznokciach (straszna krzywdę zrobił mi kiedyś zmywacz wybielający Ewa Schmitt z Rossmana- moje skórki po kontakcie z tym zmywaczem robiły się przesuszone i momentalnie białe).



7) Żel hialuronowy (30ml)
 
To już 3 czy 4  opakowanie żelu hialuronowego jakie skończyłam. Początkowo zamierzałam dodawać go do kremu do twarzy. Niestety jakoś zawsze wylatuje mi to z głowy:)  Żel znalazł jednak inne zastosowanie- w lato robiłam mieszankę żelu i soku z aloesu  i ratowałam moją zaczerwienioną miejscami skórę. Jednak moje największe odkrycie to łagodzenie podrażnień po depilacji nóg czy goleniu okolic bikini:) Ale o tym opowiem innym razem- muszę wpierw kupić mój drugi tajemny składnik, który właśnie jest na wykończeniu:)

8) Chusteczki peelingujące o których pisałam TU


Ostatnio straciłam do nich serce:) A że na dodatek były za długo otwarte i wyschły na wiór to znalazłam dla nich inne zastosowanie. Wylałam na nie resztkę peelingu i zrobiłam sobie porządny masaż stópek:) Kolejnych chusteczek chyba już jednak raczej nie kupię...

9) Próbka maseczki typu peel off Sulwhasoo

Od kilku dobrych lat nie jestem fanką tego typu maseczek. Poza tym taka saszetka starczyła mi na raptem 2 zabiegi z czego drugi przeprowadziłam jedynie na nosie i brodzie, więc o efektach ciężko opowiadać.
Maseczka ma postać bardzo gęstej,  bursztynowej cieczy o przyjemnym choć dość intensywnym zapachu ziół. Pierwsze skojarzenie to żywica na sośnie:) Zresztą jak żywica się też klei:)

10) Peeling enzymatyczny Dr Stopa, Floslek (75ml)

Ten produkt to dla mnie ni pies ni wydra. Teoretycznie wg nazwy jest to peeling enzymatyczny ale pozostawiony na stopach sam sobie nie robi praktycznie nic. W składzie ma PE i wg zaleceń producenta powinno się nim masować stopy przez 3-5 min a na to zdecydowanie brak mi cierpliwości. Na dodatek drobinki PE są dość delikatne więc i efekty masażu są mało spektakularne. Nie jest to więc tez przyzwoity peeling mechaniczny:/
Tego produktu nie ratuje nawet cena- ok 15 zl. Dobre pół roku męczyłam to opakowanie. 
Dopiero użycie razem z chusteczkami peelingującymi dało wymierne efekty. Ale dla mnie za dużo z tym zabawy więc szukam innego rozwiązania i nie kupię tego produktu więcej.

11) Próbki



W najbliższych dniach zapraszam na część drugą :)

sobota, 16 lutego 2013

(Na)oczne porażki- krem pod oczy Siquens

WITAM!

Idąc za ciosem przedstawiam Wam moje drugie beztalencie w zakresie pielęgnacji okolic oczu.


Jest to krem Siquens z serii Renovation, który jakiś czas temu pojawił się w GB.


Opis ze strony producenta:

Siquens Rénovation pod oczy zawiera ProStimulative Peptide Complex™ odpowiedzialny za stymulację i odnowę komórek, a także pobudzanie syntezy kolagenu, fibronektyny oraz kwasu hialuronowegoczyli procesów warunkujących młody wygląd skóry. Stosowanie kremu wpływa na ekspresję genową i przywraca skórze zdolności regeneracyjne, dzięki czemu następuje redukcja powierzchni oraz głębokości zmarszczek.

Witamina E oraz zawarta w wyciągu z lilii wodnej witamina C skutecznie odżywiają, ujędrniają i uelastyczniają skórę, jednocześnie pobudzając naturalne procesy regeneracji.

Dzięki połączeniu lipoaminokwasu i polisacharydów, krem utrzymuje optymalny poziom nawilżenia skóry, dodatkowo kojąc i zapewniając uczucie delikatnego chłodu.

Formuła kremu została także wzbogacona o hesperydynę zwiększającą drenaż limfatyczny, flawonid chryzynę aktywnie eliminujący produkt rozpadu hemoglobiny
oraz poprawiającą mikrokrążenie krwi kofeinę.

Unikalne połączenie składników aktywnych gwarantuje redukcję cieni i opuchlizny pod oczami, jednocześnie wygładzając kontur oka oraz przywracając spojrzeniu świeżość i blask.

Zawiera formułę DermoSekwencyjną™ umożliwiają stopniowe uwalnianie substancji czynnych i aktywne działanie kremu przez cały dzień lub noc.


Powyższy krem stosuje od sierpnia, czyli już pół roku męczę się z opakowaniem 15ml. Używam go raz dziennie- ze względu na opalizujące drobinki przeznaczyłam go do użytku dziennego.

Moja opinia:

1) Opakowanie

Tubka z miękkiego plastiku pozwala na łatwe i szybkie dozowanie produktu. Mimo że przy produktach w słoiczkach lepiej widać ile nam kremu jeszcze pozostało to zdecydowanie wolę bardziej higieniczne tubki. Przy tym jeśli się bardzo upieram i chcę choć orientacyjnie zobaczyć ile jeszcze w tubie pozostało, to podstawiam opakowani po mocne źródło światła (np lampkę biurową) i....wszystko staje się jasne;)


2) Aplikacja

Krem bez problemu się wchłania, jednak ze względu na drobinki nie można kłaść go zbyt wiele, niestarannie rozcierać lub "maziać" zbyt daleko od oka, bo drobinki są widoczne zwłaszcza jak świeci słońce:) i wygląda to dziwnie i nieestetycznie:)

3) Efekty

Po pół roku stosowania z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że u mnie ten krem nie zrobił nic! Absolutnie nic! Jedynie nawilża ale to raptem znikomy procent obietnic producenta. Zasinienie w okolicach wewnętrznych kącików jak było tak jest. Nie czuję, żeby skóra była jakaś rewelacyjnie napięta czy ujędrniona. Ani razu nie poczułam chłodu o którym pisze producent. Natomiast świeżość i blask spojrzenia o którym mowa na opakowaniu, to moim zdaniem może być efekt jedynie drobinek czyli jest to doraźny zabieg wizualny a nie właściwości pielęgnacyjne kremu.  
Moim zdaniem ten krem nie jest wart swojej ceny czyli ok 50 zl za 15 ml.


Modlę się, żeby te krem się już skończył, gdyż o ile dany kosmetyk nie robi mi krzywdy, nie jestem fanką wyrzucania, ale może czas najwyższy zmienić nastawienie...



SKŁAD (ze strony GB):
 AQUA, CETEARYL ETHYLHEXANOATE, CYCLOPENTASILOXANE, ISOHEXADECANE, GLYCERIN / BUTYLENE GLYCOL / CARBOMER / POLYSORBATE 20 / PALMITOYL OLIGOPEPTIDE / PALMITOYL TETRAPEPTIDE 7, CETYL ALCOHOL, GLYCERIN / HESPERIDIN METHYL CHALCONE / STEARETH 20 / DIPEPTIDE 2 / PALMITOYL TETRAPEPTIDE 7, GLYCERIN, GLYCERIN / STEARETH 20 / N HYDROXYSUCCINIMIDE / CHRYSIN / PALMITOYL OLIGOPEPTIDE / PALMITOYL TETRAPEPTIDE 7, PROPYLENE GLYCOL / GLYCERIN / HYDROLYZED CAESALPINIA SPINOSA GUM / CAESALPINIA SPINOSA GUM, MACADAMIA INTEGRIFOLIA SEED OIL / TOCOPHEROL, GLYCERYL STEARATE CITRATE, DIMETHICONE, SODIUM PALMITOYL PROLINE / NYMPHAEA ALBA FLOWER EXTRACT / BUTYLENE GLYCOL / DIPROPYLENE GLYCOL, ALUMINA / TITANIUM DIOXIDE / TIN OXIDE, CAFFEINE, ACRYLATES / C10 30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, DISODIUM EDTA, TOCOPHEROL, BENZYL ALCOHOL / METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE / METHYLISOTHIAZOLINONE, LACTIC ACID, SODIUM HYDROXIDE, PARFUM / BENZYL SALICYLATE, BHA




Pozdrawiam:)

piątek, 15 lutego 2013

Marność nad marnościami- Glossybox luty 2013

Witam!

Miało być wspaniale, rocznicowo, urodzinowo...A wyszło jak zawsze albo nawet jeszcze gorzej.


GB ogłaszał wszem i wobec, że lutowa edycja będzie ich wydaniem urodzinowym. Każda z nas spodziewała się fajerwerków, choć mając w pamięci poprzednie hucznie zapowiadane pudełka (Gwiazdka, Golden , Nowy Rok/Karnawał) pewnie większość przeczuwała, że krowa co dużo muczy mało mleka daje. Ale ta krowa "wycyckała" się już chyba do szczętu...


Pierwsze zwiastuny nadchodzącego kataklizmu były kilka dni temu, gdy na swoim profilu na  fb Glossybox ujawnił jeden z produktów z najnowszego pudełka. Miał nim być podwójny zestaw cieni australijskiej firmy ModelCo, która już 2 razy pojawiła się w GB (w pudełku grudniowym oraz w Goldenie). Niestety żaden z wcześniejszych produktów nie zachwycał.
Szybki research ujawnił, że duo BRONZED GODDESS było już w jednym z zagranicznych pudełek i są to cienie brokatowe -a tymczasem już po karnawale! Znalazłam też info, że trójka tych cieni była dodatkiem w jednej z zagranicznych (australijskich jak sądzę) gazet- więc z pewnością nie jest to jakaś super marka-pewnie jakiś odpowiednik naszego GoldenRose czy Wibo...Cienie niby australijskie ale produkowane oczywiście w Chinach.


Niestety mimo psychotycznej ceny (80 zl za 2x2,35g !!!chyba za transport Chiny-Australia i Australia -Polska ;/ bo to przecież jakaś kpina!!!) jakość podobno nie powala.


Poza powyższymi cieniami w pudełku znalazłam:

- lakier L'oreal COLOR RICHE w odcieniu 110 Jolie Brunette -idzie wiosna a tu depresyjny brąz w odcieniu za przeproszeniem strupów ale oki kolor to rzecz indywidualna, zresztą może po nałożeniu okaże się, że to całkiem przyzwoity lakier....

Część dziewczyn dostała jednak lakiery Pierre Rene- i to chyba jakiś makabryczny żart!


Oczywiście zgadzam się, że jakość nie zawsze idzie w parze z ceną ale trochę d..., że część klientek dostała lakiery za 7 zl a reszta za 20 zl bez jakiegoś racjonalnego powodu.

- odżywka i szampon ARBORIA  marki Scottish  Fine Soaps ceny obydwu to ok 12 zl/szt za 40 ml...


O Boże trzymajcie mnie! Kolejna marka na siłę kreowana w GB jako ... No właśnie jako co? Niszówka? Kosmetyki naturalne? Zagraniczne odkrycie roku???


Dziewczyny na fb obwąchały, przetestowały, oblukały skład i zgodnie twierdzą, że d... blada. Mało tego- podobno dokładnie te kosmetyki dodawane są aktualnie jako gratisy w jednym ze sklepów internetowych przy zakupach powyżej 100 zl. A tymczasem my płacimy za to jako za luksus???  (podobna sytuacja była przy mikrodermabrazji YOSKINE, dziewczyny pisały, że w tym samym czasie w akcji promocyjnej jakiegoś sklepu internetowego dawano ten peeling jako gratisy)

- Nawilżający krem odprężający Tołpa (ok 38 zl za  40 ml). Jedyna rzecz, która broni się w tym pudełku choć i tu jest ale.... Przecież ta marka jest dostępna w każdym Rossmannie.


Poza tym skoro w poprzednim pudełku były pełnowymiarowe kremy do twarzy to po jakiego diabła dawać je znowu???

Żeby te ogólno-dostępne rzeczy (w tym przypadku Tołpa czy Loreal) to były chociaż jakieś nowości...

Czemu GB robi z nas idiotki? Rozumiem, że z kalkulacji wychodzi, że kupując to pudełko oszczędzamy kasę (niby wychodzi ponad 100zl !- taaa pewnie- cenę zawyża ten głupi zestaw ceni, którego nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi za 80 zl!!) ale żadnego z tych produktów dosłownie żadnego nie można uznać za luksus.... To jest kpina, oszustwo i naciągactwo.

A wiecie co mnie rozjuszyło na dokładkę- "słodkie" papierki do muffinek i wykałaczki z chorągiewkami GB. Wsadźcie je sobie w nos!!!!


Zamiast wydawać naszą kasę na durne gadżety ze swoim logo (maseczki do spania, ogrzewacze do rąk i teraz te papierki) zabierzcie się za sensowne kompletowanie pudełek.

Ekipa Gb bawi się w wymyślanie kolorów pudełek, wstążeczek i wzory na papierkach i zamiast zdobywać nowych klientów traci stałe subskrybentki.

To pudło odebrałam za zgromadzone punkty i tym pudłem żegnam się z GB. Szkoda nerwów i pieniędzy...nie wierzę, żeby marcowe pudło na Dzień Kobiet miało być lepsze, skoro GB nie umie uczcić z klasą swojego 1 roku na polskim rynku to jak niby zamierza uczcić stare poczciwe komunistyczne święto?:)

Pozdrawiam a Glossybox żegnam!



wtorek, 12 lutego 2013

Pod mym okiem leży leń nic nie robi cały dzień->serum Clinique

Witam!

Jestem  siebie dumna:) Systematyczność nie jest moją mocna stroną, jednak prze ostatnich kilka miesięcy regularnie i grzecznie stosuję wszelakie specyfiki do pielęgnacji okolic oczu.

Nie mam wprawdzie wielgachnych cieni pod oczami ani opuchlizny ale i te niedoskonałości, które mam staram się zwalczyć. Póki co nie mam też widocznych zmarszczek (obym nie wywołała tym zdaniem wilka z lasu:))

Mimo to drażni mnie fakt, że mimo niezwykłej jak na mnie przykładności i cierpliwości efektów brak. Winowajców a raczej nierobów kompletnych jest dwóch, dziś przedstawię Wam pierwszego z nich.

Serum Clinique All About Eyes de-puffing eye massage


Właśnie kończę miniaturę 5 ml, która przy stosowaniu początkowo 2 razy dziennie a po ok 2-3 tygodniach- raz dziennie (na noc), starczyła mi na niemal  dwa miesiące.

Początkowo żałowałam, że serum nie wpadło mi w ręce szybciej i nie miałam szansy stosować go równolegle z kremem/żelem o którym pisałam TU. Teraz cieszę się, że tak się nie stało, gdyż pewnie przypisywałabym mu zbyt wiele pozytywnych cech i efektów, których źródłem w rzeczywistości był powyższy krem.



                                                                              źródło


Serum zawiera kofeinę oraz wyciągi roślinne i zamknięte jest w miękkiej tubce z kulką (wersja pełnowymiarowa ma formę "długopisu"), która ma dodatkowo chłodzić a przez to pomagać w niwelacji cieni i opuchlizny.
Produkt ma postać dość rzadkiego, lekkiego i beztłuszczowego żelu.

Moja opinia

1) Opakowanie

Nie mam pojęcie z jakiego rodzaju plastiku jest opakowanie wersji pełnowymiarowej, więc tu wypowiem się jedynie na temat opakowania miniatury.
Dla mnie opakowanie fatalne.Przy aplikacji ważne jest, żeby wpierw "rozruszać nieco" kulkę, inaczej po kilku godzinach "bezruchu" produkt zastyga wokół niej. Jeśli spróbujemy "z marszu" przejechać aplikatorem pod okiem narazimy się więc jedynie na nieprzyjemne naciągnięcie skóry bez jednoczesnego naniesienia preparatu. Warto więc wcześniej lekko nacisnąć opakowanie. Niestety gdy produktu było dużo często zdarzało mi się wycisnąć go zbyt wiele.

2) Aplikacja

Sama aplikacja jest przyjemna. Serum nie trzeba trzymać w lodówce, żeby kulka była przyjemnie chłodna.
Zauważyłam, że naniesienie zbyt dużej ilości serum lub jego zbyt słabe rozprowadzenie powoduje, że skóra nieprzyjemnie się napina. Wręcz ściąga.
Jednak jeśli nie przesadzimy z ilością produktu to serum bez problemu się wchłonie . Mojej skórze nie daje jednak wystarczającego nawilżenia, więc po wchłonięciu zawsze nakładałam jeszcze krem. Na chwilę obecna używam dwóch kremów pod oczy i z obydwoma dobrze współgrało- nie było żadnego rolowanie się itp.


3) Efekty

No i tu niestety jest lipa. Efektów brak- nie zmieniło się nic ani długofalowo ani doraźnie. Nie zniknęły zasinienia , nie zauważyłam też efektu rozświetlenia. Dobrze, że przynajmniej mnie nie podrażniło.
Plusem jest też wydajność, która byłaby jeszcze lepsza gdyby nie problemy z aplikacją zbyt dużej ilości produktu.

Zdecydowanie nie kupię opakowania pełnowymiarowego 15ml za ok 145zl.

Skład (źródło wizaż.pl)

 Water, Butylene Glycol, Glycerin, Caffeine, Panthenol, Polygonum Cuspidatum Root Extract, Vitis Vinifera (Grape) Seed Extract, Selaginella Tamariscina (Spike Moss) Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Extract, Humulus Lupulus (Hops) Extract, Punica Granatum (Pomegranate) Juice Extract, Citrus Reticulata (Tangerine) Peel Extract, Yeast Extract, Biosaccharide Gum-1, Linolenic Acid, Sodium Hyaluronate, Laureth-7, Linoleic Acid, Glycine, Carbomer, Cyclodextrin, Hydroxyproline, Acrylates Copolymer, C13-14 Isoparaffin, Polyacrylamide, Caprylyl Glycol, Proline, Ethylbisiminomethylguaiacol Managanese Chloride, Nordihydroguaiaretic Acid, Xanthan Gum, Hexylene Glycol, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Titanium Dioxide (Ci 77891), Mica (18.09.2010)

środa, 6 lutego 2013

Koreański ratownik ust

Cześć:)

Dziś chciałabym podzielić się z Wami moim wspaniałym odkryciem w zakresie pielęgnacji ust!

Moje usta zawsze miały ze mną ciężko. Stale je oblizuję przez co w trybie natychmiastowym "zjadam" wszelkie pomadki ochronne, szminki i błyszczyki. Co gorsza powoduje to, że często są one spierzchnięte i poranione. Nie wspomnę już o mojej okropnej mani skubania, jaka mnie dopada, gdy tylko pojawi się jakaś sucha skórka :/

Kiedyś peelingowanie ust nie było moja częstą praktyką. Czasem miałam "zrywy" i kupowałam dziecięcą szczoteczkę do zębów (wersje dla dzieci są mniejsze, poręczniejsze i bardziej delikatne niż te przeznaczone dla dorosłych) ale i to jakoś szybko popadało w zapomnienie. Jeszcze mniej odpowiadała mi metoda peelingu czystym miodem (było za słodko i zbyt lepko).

Kilka miesięcy temu znalazłam w necie przepis na domowy peeling do ust, którego główne składniki to olej kokosowy lub masło shea, cukier i miód.
Przez jakiś czas robiłam różne warianty tej mieszanki-zmieniałam proporcje, dorzucałam sok z cytryny lub cynamon. Byłam naprawdę zadowolona z moich kolejnych dzieł. Jedyny minus to konieczność trzymania takiego peelingu w lodówce.

Nie byłabym jednak sobą gdybym nie szukała dalej. I tak podczas zakupów na allegro dorzuciłam do koszyczka peeling do ust koreańskiej firmy Baviphat (ok 30-35 zl za 6 ml)



Pierwsze co się rzuca w oczy to urocze opakowanie w kształcie malutkiego zielonego jabłuszka. Następnie  nasz nos "atakuje" słodki jabłkowy zapach. Tylko kolor kojarzy mi się jakoś bardziej z arbuzem niż z jabłkiem :)
Jak w przypadku większości produktów Baviphat, kształt "słoiczka" zdradza jeden z głównych składników , czyli w tym wypadku ekstrakt z jabłka. Poza ty, w peelingu znajdziemy też ciemny cukier oraz zmielone: skorupki orzecha włoskiego, ryż i płatki owsiane.


Nie wiem czy to błąd w tłumaczeniu polskich sprzedawców na allegro czy jakąś kosmiczne niedopowiedzenie producenta ale często w opisach aukcji pojawia się informacja, że jest to peeling żelowy. Kupując go spodziewałam się więc produktu o konsystencji podobnej do peeling brzoskwiniowego, o którym pisałam TU. W związku z tym nie wiązałam z nim jakichś szczególnych nadziei jeśli chodzi o wydajność.
Okazało się jednak, że peeling ma postać podobną do wazeliny. Jest gęsty ale pod wpływem ciepła przy nabieraniu nie ma problemów. Mam wrażenie, że się lekko klei do palców ale ust na ustach tego na szczęście nie czuć.

Podstawową rzeczą, która budzi moje wątpliwości jest metoda działania tego produktu. Moim zdaniem peeling ten posiada cechy peelingu enzymatycznego, jednak w żadnym polskim opisie nie ma o tm mowy. Dlaczego tak sądzę? Peeling posiada znikomą ilość drobinek. Doprawdy nie wiem gdzie te wszystkie zmielone składniki. Ja za każdym razem trafiam raptem na kilka bardziej wyczuwalnych drobinek. Na zdjęciu widoczne są pomarańczowe granulki (pojęcia nie mam co to-może "witaminy i składniki odżywcze" o których czytałam na jednej z aukcji;) ale one rozpuszczają się niemal natychmiast jak tylko zaczynamy smarować usta. Podczas peelingu w usta w ogóle nie czułam ścierania.
Dlaczego więc napisała, że to moje odkrycie? Ano postanowiłam zostawić go na ustach przez całą noc a raczej na tak długo póki się nie starł. Jaki był efekt? Rano miałam jedwabiste i miękkie usta! Wszystkie skórki i zadziorki zniknęły! Od tego czasu stosuję go tylko w ten sposób i jestem niesamowicie zadowolona. Nie ma co ukrywać- domowy peeling nie dawał takiego efektu.

A jakie są wrażenie w trakcie, gdy peeling "leży" na ustach? Pierwsza sprawa to niezwykle przyjemny zapach. On skupia na sobie uwagę i "pomaga zapomnieć" o lekko chemicznym (moim zdaniem "mydlanym") posmaku. Poza tym ma się wrażenie, że na ustach jest najzwyklejsza wazelina.

Poza efektami zaskoczyła mnie wydajność- wystarczy niewielka ilość, żeby pokryć całe usta. Tak więc te 6 ml starczy mi na jakieś 2-3 miesiące. Ciężko mi ocenić, bo o ile początkowo stan moich ust wymagał stosowania codziennie. To po 1-2 tygodniach zredukowałam częstotliwość smarowania do 1-2 razy w tygodniu. W związku z tym cena przestaje być tak nieatrakcyjna.

O ile produkt będzie dostępny w sprzedaży za jakiś czas, gdy zużyję obecny słoiczek  i w międzyczasie nie pojawi się jakaś reakcja alergiczna, to z pewnością kupię kolejny:)

A Wy macie swój ulubiony peeling do ust?


poniedziałek, 4 lutego 2013

Dom woskowych ciał (kosmetyczny horror jakich mało)

Ostatnio podczas kąpieli poczułam się jak jedna z bohaterek (niezbyt głębokiego i w sumie okropnego) filmu  "Dom woskowych ciał", który oglądałam jeszcze na studiach.
Jak  do tego doszło? Ano za sprawą peelingu firmy Dax Cosmetics  z porzeczką i grapefruitem  o którym  pisałam TU.




Postanowiłam pozbyć się nieco rosnących zapasów peelingów do ciała (zwłaszcza, że  kolejny raz zrobiłam swój ukochany domowy peeling kawowy). Na pierwszy ogień poszedł właśnie peeling Dax'a, który do tej pory użyłam raptem ze 2 razy.
Już w pierwszych chwilach aplikacji peelingu zdałam sobie sprawę (jak to jest w ogóle możliwe, że wcześniej tego nie zauważyłam????), że właściwie dominującym wrażeniem przy użyciu tego peelingu jest nie oczyszczania i usuwanie martwego naskórka a hmmm powlekanie skóry. Skojarzenie z woskiem było jednoznaczne i frapujące.
Jak mam bowiem oczyścić skórę skoro przykrywam ją kolejną warstwą a drobinki (jak już kiedyś pisałam) bardziej strzelają na boki niż jeżdżą po skórze?? W tym momencie mój wzrok padł na opakowanie a konkretniej mówiąc na fragment opakowania z wypisanym składem.

Co do diabła??? "Paraffin oil" w peelingu na 1 miejscu, "silica" na 3 a "P-40 hydrogenated castrol oil" na 4????? Przyznaję bez bicia dotąd nie wpatrywałam się zbytnio w składy kosmetyków ale chyba czas zacząć. Z pewnością nie zrewolucjonizuję od razu całej swoje kosmetyczki i nieraz dam się skusić na jakieś "świństewko" ale ten peeling to kubeł zimnej wody!

Nic dziwnego, że po kąpieli miałam wrażenie, że zostałam żywcem "zabalsamowana" a nie nawilżona czy odżywiona czy choćby, że moja skóra została dobrze oczyszczona.Mało tego! Nic dziwnego, że a rano po przebudzeniu moje ciało było lepkie od rozgrzanej mieszaniny " spoconego wosku". A jest to efekt odwrotny od tego jaki chciałam osiągnąć!! Ble!!!

Opakowania nie skończyłam, ale wyrzucam te peeling w diabły! Z pewnością nie kupię następnego Dax'a choć kuszą smakowitymi zapachami typu czekolada, kokos, wanilia oraz przystępną ceną (ok 15 zl za 225ml).


P.S.
Od kilku dni zabieram się za zrobienie nowych fotek tej resztki peelingu, która mi została. Gdy wreszcie nadeszła ta chwila...ni cholery nie wiem gdzie on jest. Ostatnio widziałam go na pralce:) Pierwszy podejrzany to oczywiście mąż, który od czasu do czasu znajduje nowe , "lepsze" miejsca dla moich rzeczy. Tak więc sprawdziłam nawet szafkę pod umywalką, gdzie trzymamy środki czystości. Ale peeling zapadł się pod ziemię lub wciągnęła go jakaś czarna dziura:) Tak więc musiałam "odgrzać kotleta" czyli posłużyć się starymi zdjęciami:)

Jutro przesłucham męża:) Jeszcze biedak nie wie co go czeka:)

Pozdrawiam:)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Pożegnanie z ekoAmpułką 4 Pat&Rub



Witam:)
Przychodzę się pożalić:/

Nie tak miało być:( Wiązałam z tym produktem-mowa oczywiście o Ekoampułce 4 od Pat&Rub- duże nadzieje. Nawet zbyt duże- przerastające efekty obiecywane prze P&R, ale to już akurat mój "problem":) Nie zmienia to jednak faktu, że się zawiodłam.

Serum miało ukoić moją cerę, "wyciszyć", zredukować "świecenie", działać bakteriobójczo i nawilżyć.

                                                       


Jak było u mnie?

Wyciszenie i ukojenie

Nie zauważyłam. Mało tego! Podejrzewam, że to serum jest winne moim ostatnim niespodziankom, które pojawiają się we wcześniej nienawiedzanych rejonach twarzy i szyi- znam swoją cerę i wiem gdzie przeciwnik uderza i jakie są jego ulubione rejony. Dodam, że ni były to jakieś tam małe wypryski a głęboko siedzące czerwone góry (bez ropnych "główek"). Niestety tak uporczywe i trudne do zagojenia, że miałam ochotę płakać. Nie było ich dużo ale za to jakie:(

Dodam, że po pojawieniu się pierwszych czerwonych gór odstawiłam serum na jakiś tydzień może półtora i zaczęłam intensywnie działać na rzecz ich wyleczenia (droga przez mękę). Gdy już to nastąpiło postanowiłam spróbować raz jeszcze...i po kilku dniach na moim policzku pojawił się Mont Everest stanów zapalnych a na drugim płaski czerwony plac.
O ile pierwszy atak wroga mógł mieć podłoże hormonalne o tyle dla drugiego incydentu brak mi wytłumaczenia. Winię ekoampułkę.
Z drugiej strony nie mam pojęcia, który składnik może być przyczyną.

Serum nie poradziło sobie również nawet z drobnymi czerwonymi plamkami, że o sporadycznych małych pryszczykach nie wspomnę.

Regulacja wydzielania sebum

Tu było w miarę poprawnie. Rzeczywiście cera nieco mnie się błyszczała.

Nawilżenie

Całkowity brak właściwości nawilżających. W żaden sposób nie pomagał jeśli skóra po myciu była choć trochę ściągnięta. Bez kremu ani rusz.


Wydajność

Dodam, że serum nie jest zbyt wydajne. Po miesiącu (z tygodniową przerwą!) doszłam do połowy butelki. Przy czym przez pierwszy tydzień stosowałam je 2 razy dziennie a później ograniczyłam się do jednego razu.


Ocena końcowa

Biorąc po uwagę powyższe zraziłam się do tego produktu i w obawie i pogorszeni stanu cery, odstawiam go i powrotu raczej nie planuję. Jedyny pozytyw to zmniejszenie przetłuszczania a to nieco za mało jak na te cenę (135 zl/30ml)


Komentarz dodatkowy

Nie ukrywam, że miałam nadzieję na działanie bonusowe- liczyłam na rozjaśnienie i ujednolicenie kolorytu skóry. Wiem, że to marzenia na wyrost i nikt tego nie obiecywał ale dałam się ponieść fantazji i fali pozytywnych opinii o marce (nawet nie o samej ekoampułce 4 bo tych opinii za wiele nie znalazłam w chwili gdy decydowałam się na zakup).

 Ze strony Pat&Rub:

 Kompozycja:
 
  • Łopian*- 3% - reguluje wydzielanie sebum, ma działanie antyseptycznie i oczyszczające
  • Olej nyamplung*- 2%* -  działa silnie przeciwbakteryjnie, regeneruje, redukuje blizny
  • Wyciąg z algi Laminaria ochroleuca* - 2% - koi, wspomaga gojenie, chroni przed poparzeniem słonecznym
  • Olej arganowy*- 1% - chroni przed wolnymi rodnikami, wygładza zmarszczki
  • Bioferment z rzepaku i pszenicy*-  2% - działa bakteriostatycznie do Propionibacterium acnes (trądzik) i Corynebacterium xerosis (infekcje skóry), reguluje wydzielanie sebum
  • Nisko i wysokocząsteczkowy kwas hialuronowy* -1% - wygładza, zapobiega utracie wody, ujędrnia, naturalnie żeluje
  • Naturalna witamina E*- 0,2% - wymiatacz wolnych rodników, działa przeciwzapalnie
  • Woda różana*- 15% - łagodzi zaczerwienienia, tonizuje, nawilża
*wszystkie surowce, z których skomponowany jest serum mają certyfikat naturalności
 

sobota, 19 stycznia 2013

Denkowanie na ekranie

Minął nieco ponad miesiąc od pierwszej odsłony mojego denkowania. Oj wciąga ta akcja...i dobrze- wreszcie zwracam  (a przynajmniej staram się) baczniejszą uwagę na to co jest do wykończenia zamiast otwierać kolejne produkty.


1) Aqualia Thermal VICHY- opisany TU

Swoje  zdanie podtrzymuję- świetny lekki krem nawilżający. Czeka juz kolejna tuba ale wpierw chcę nieco uszczuplić moje próbkowo-miniaturowe zasoby.

2) Efekt uszczuplania zasobów próbkowych kremów.

Wyroków nie będę ferować bo to bez sensu przy tak małych ilościach danego kosmetyku. Mogę jedynie napisać, że zaskoczył mnie zapach kremów Clarins (zarówno na noc jak i na dzień)- jakoś odzwyczaiłam się od kremów o mocnych zapachach a te do takich należą. Przy aplikacji tych kremów miałam wrażenie, że jestem w kwiaciarni. Mało tego wyraźnie czułam frezje w kremie na noc:)!!! Mój nos chyba powinien przejść jakieś testy bo skład kremu na noc mówi o ekstrakcie z kiwi i.... szarańczy! Bez komentarza:)

3) Bevita ORION PHARMA (20g/15 zl) z ceramidami i deksapantenolem
Dostałam go w aptece jako produkt gratisowy do przetestowania, gdy szukałam czegoś na wysypkę na buzi córki. Na wysypkę nie pomógł, do rąk się zbytnio nie nadaje bo nie wchłania się do końca a ja nie lubię tłustej warstwy na dłoniach. Okazał się jednak zbawieniem na podrażniony i obtarty od chusteczek nos podczas kataru! Coś wspaniałego. Bardzo się zawiodłam na masełku Shea, które wpierw stosowałam na tę przykra przypadłość a tymczasem to ten niepozorny krem okazał się ratunkiem! Muszę kupić nowe opakowanie, bo to super produkt za niewielką cenę!

Doczytałam się, że nadaję się też do:
- spierzchniętych ust i popękanych kącików ust,
- skórek i paznokci,
-do pielęgnacji sutków podczas karmienia (bez konieczności zmywania przed karmieniem a to super sprawa),
- do pielęgnacji niemowlęcych pupci,
- na oparzenia



4) YASUMI płyn micelarny -opisany TU

Zdania nie zmienię- są lepsze produkty za lepszą cenę. Nie kupię więcej

5) Plasterki na nos NESURA

Azjatyckie plasterki do oczyszczania nosa z wągrów. Należy zwilżyć mocno skórę i przykleić dokładnie plasterek. Zerwać po 10 min. Po necie krążą obrzydliwe zdjęcia potwierdzające skuteczność plasterków. Właśnie te fotki skłoniły mnie do zakupu tych plasterków (mam jeszcze 2-3 sztuki).
Jest to moja kolejna próba i kolejne fiasko. Mój nos jest jakiś lipny:/ plasterki nic nie wyciągają- czarne punkciki wągrów jak były tak są:( Również próby przyklejenia na brodzie nie przyniosły pozytywnych efektów. Raczej nie kupie więcej.
.
6) Dermogal "rybki" firmy GAL - mini opis TU

Ze względu na ohydny zapach nie jestem w stanie stosować ich samodzielnie ani na noc ani  na dzień. Natomiast na podstawie stosowania jako dodatku do masek z glinką nie mogę wydać na ich temat szczerej i uczciwej opinii.
Zapach jest główna czynnikiem decydującym o tym, że nie kupię tych rybek ponownie (mam do zużycia jeszcze jeden listek ale nie przewiduję zmiany zdania).

7) AntiaAcne FLOSLEK peeling enzymatyczny - recenzja TU

Zdecydowałam się go wreszcie wyrzucić mimo, że jeszcze się nie skończył. Fatalny! Nie kupię więcej.

8) Próbki:
- w słoiczkach był krem do stóp i peeling do ciała PAT&RUB- słowo komentarza TU ("komentarz" bo na recenzję to zbyt małe ilości do testowania)
- azjatycka maseczka Sulwhasoo typu peel-off (starczyło mi na 2 razy więc bez recenzji)

9) Korund- recenzja TU

POLECAM!


10) Suchy szampon BATISTE (50 ml/ ok 8zl)

Nie znałam wcześniej tej firmy - produkt trafił do mnie w jednym z pudełek GB. Firma BATISTE ma szereg szamponów w różnych zapachach. Ja testowałam wiśniowy. Spotkałam się z opiniami, że zapach jest intensywny, długo trzyma się na włosach i przez to zakłóca i nie współgra z perfumami (!!). Dla mnie to jakiś żart chyba, że ktoś ma niesamowicie "chłonne" włosy. U mnie zapach ulatniał się w chwilę po aplikacji szamponu.
Włosy po wyczesaniu szamponu są o wiele bardziej puszyste ale niestety mocno matowe i lekko przybielone. W tej kwestii nie przebił Rene Furterer. Bije za to na głowę Klorane. Również cena jest bardzo atrakcyjna zwłaszcza w porównaniu do RF (Klorane plasuje się między nimi).
Nie skreślam jedna tego produktu- z chęcią wypróbuję wersję do ciemnych włosów choć jestem "zaledwie" szatynką. Jeśli ta opcja nie przypadnie mi do gustu to i tak kupię jedno lub 2 opakowania "awaryjne".

Dostępna jest tez duża  butla tego szamponu 200 ml i w zależności od rodzaju kosztuje ok 15-17 zl.

11) Szampon I love my planet YVES ROCHER (300ml/ok15 zl)

Kupiłam go w podwójnej promocji (grupon +książeczka z kuponami) więc wyszedł mnie o wiele taniej ale i te 15 zl to w sumie przyzwoita cena.
Moje włosy bardzo lubią ten szampon. Nie obciąża ich imało tego- zauważyłam , że są po nim dłużej świeższe nic po innych szamponach (średnio o pół dnia a to przy przetłuszczających się włosach znaczy wiele). Szampon ma delikatny zapach i ładnie się pieni. Jedyny minus za nieco zbyt dużą dziurkę- często zdarzało mi się zagapić i wylać za dużo produktu.
Jeśli tylko będzie w promocji, to choć do szamponów się raczej nie przywiązuję, pewnie kupię następny.

12) Płyn do płukania ust COLGATE PLAX Multi-Protection Cool Mint

Próbka 60 ml starczyła mi na bardzo długo bo byłam zmuszona dość mocno rozcieńczać ten płyn- dla mnie zdecydowanie za ostry  smak.


13) Peeling do dłoni PALOMA-pierwsza recencja TU

Muszę jednak zmienić moją opinię:( Peeling nie wytrzymał zimowej pogody. Nie pomógł mi w walce ze spierzchniętymi i przesuszonymi łapkami. Niestety notorycznie zapominam rękawiczek i moje dłonie maszczą się za to. Peeling, który początkowo zachwycił mnie uczuciem delikatnych i jedwabistych dłoni, niestety stał się całkowicie bezużyteczny. Jedwabistość okazała się złudna i powierzchowna. Wyszło na to, że to jednak tylko parafinowa powłoczka. Gdy jej zabraknie wracamy do punktu wyjścia:(

Jeśli już go kupicie lub mimo wszystko chcecie przetestować, to ważne jest, by zmywać go ciepłą wodą. Przy użyciu zimnej produkt "ścina się" i na dłoniach zostają okropne "wałeczki" wyglądające jak....smalec:(

Czy kupię ponownie? Nie!

14) Stymulujący piling do ciała z soli, cukru, olei i olejków HOME SPA  PAT&RUB

Opakowanie 50 ml tego peelingu znalazło się w jednym z pudełek GB. Pierwsze wrażenie- cudowny, obłędny, energetyzujący zapach. Aż chce się żyć. Miniaturka starczyła mi na 2-3 użycia. Produkt świetnie ściera i zostawia przyjemną  oleistą warstewkę.

W sumie moja początkowa opinia była taka- w życiu nie dam takich pieniędzy za ścieraka (99zl/450ml)! Ale od jakiegoś czau biję się z myślami ... W sumie byłoby to 2w1 - przy okazji peelingu odżywiłabym swoją skórę. Skoro już ze mnie taki balsamowy leniwiec, to może to jest dla mnie dobra metoda:)

Czy zdecyduję się na zakup? Tak

15) Słoiczek z czarną zakrętką to peeling do ust (samoróbka)

O tym jak go robię napiszę w jednej z kolejnych notek.

Czy zrobię kolejny? Tak:)


16) Krem do stóp przeciw odciskom i zgrubieniom GREENPHARMACY (kwasy AHA olejek cedrowy)
Właściwie nie wiem po co go kupiłam, skoro mam już swój krem idealny. Dobrze, że nie był drogi- w Ros-ku zapłaciłam za 50ml tego kremu ok10zl. Daje bardzo małe nawilżenie, absolutnie nie ma mowy o żadnym działaniu na odciski (miał pomóc je usunąć- nie zmiękczyć a raczej złuszczyć i "oderwać" dzięki zawartości kwasów). Niestety nie pomógł nic a nic. W sumie nie tyle strata pieniędzy co czasu poświęconego na wmasowywanie kremu.

Czy kupię ponownie? A gdzie tam!

17) Balsam Pink Chiffon  BATH& BODY WORKS

Balsam ten pojawił się w jednym z pudełek GB już kilka miesięcy temu. Fakt, że zużycie go (a ma tylko 88 ml) zajęło mi tyle czasu, jasno i dobitnie świadczy o ty, że typem balsamistki nie jestem:)
Nie jest to żaden cud- nawilża, szybko się wchłania i tyle. Nie będę przed niego kwiatów sypać ani go nie ozłocę-balsam jak każdy inny. Dodatkowo nie zachwycił mnie opiewany zewsząd zapach zapach- jest ładny ale mnie nie rozkochał w sobie na zabój. Nie utrzymywał się też na skórze jakoś niesamowicie długo (o wiele krócej niż Relaksujące Masło do Ciała  z P&R). Moim zdaniem nie jest wart ok 20 zl za 88ml.

Czy kupię ponownie? Nie (chyba że inny zapach).

18) Masło do ciała relaksujące Trawa Cytrynowa - Kokos PAT&RUB

O ile zazwyczaj balsamiarą nie jestem o tyle to masełko pokochałam:) Jego miniaturka dotarła do mnie oczywiście z pudełka GB i celebrowałam każde otwarcie słoiczka. Zapach wspaniały, dobre nawilżenie no i ogromny plus za trwałość zapachu- wręcz niesamowita.

Czy kupię duże opakowanie? Spróbujecie mnie powstrzymać:)

19) Olej kokosowy + kapsułki witaminy A+E (mały przezroczysty pojemniczek)

Mój samoróbkowy balsam do ust do stosowania w domu. Smarowidła do ust nakładane placem stosuję tylko w warunkach domowych- głownie ze względów higienicznych. W przypadku kosmetyków z olejami/ masłami naturalnymi dochodzi jeszcze sposób przechowywania- gdy jest zbyt ciepło zaczynają mięknąć a ja lubię mieć coś do smarowania zawsze przy sobie ( w kieszeni spodni czy kurtki) a ciepło ciała niestety je roztapia.
Bardzo lubię to mazidło- świetnie natłuszcza i odżywia usta , jest proste i tanie w wykonaniu:)

Czy zrobię kolejne? Tak:)

20) Balsam Grapefruitowy LAWENDOWA FARMA (duży biały pojemnik)

Wiązałam z nim spore nadzieje i niestety okazało się, że nie jest to produkt dla mnie. Jest to tzw twardy balsam w skład którego wchodzą olej kokosowy, masło shea, wosk pszczeli oraz  olejek eteryczny grapefruitowy, który nadaje produktowi wspaniały, orzeźwiający zapach. Balsam dotarł do mnie w "aptecznym" pudełeczku, uformowany w słodkie serduszko. Waga niby nieduża bo 50 g ale masełko okazało się dość nieporęczne- zajmowało mi całą dłoń a kształt serca sprawiał, że nie można nim było swobodnie obracać (jak kostką mydła podczas namydlania rąk). Również z wykorzystaniem miałam problem:
- do samych ust za duża ilość (term. ważności to 6 m-cy),
- jako produkt do rąk czy balsam- okazał się za ciężki i lepki,
- do stóp wolę produkty specjalistyczne.
Mój błąd- nie przemyślałam tego zakupu i tyle.Dobrze, że nie był drogi (ok 10zl).

Czy kupię ponownie? Nie.


21) Peeling enzymatyczny z BU- świeżutka recenzja TU

Czy kupię kolejny? Tak:)



środa, 16 stycznia 2013

Brakujące ogniwo w moim peelingowym łańcuszku

 To jest właśnie produkt, który uwielbiam a który jakimś magicznym sposobem nie załapał się na zdjęcie i opis w poprzednim poście (wstyd i hańba!).


Peeling enzymatyczny Biochemia Urody

Jest to peeling w formie proszku (do samodzielnego wymieszania), który swoje działanie zawdzięcza dwóm koncentratom enzymów- bromelainie ( z miąższu ananasa) oraz papainie ( z miąższu owocu papai).


Niestety zagapiłam się i zużyłam go zanim zrobiłam zdjęcie (szaleńcza pogoń za projektem DENKO robi swoje). Mam wprawdzie nowy zestaw do zmieszania ale póki co nie planuję go otwierać. Dlaczego? Ano nabyłam właśnie nowy ścieraczek (o tym w kolejnej notce, bo muszę go obfotografować na wszelkie możliwe strony). Biorąc pod uwagę, że jest on podobno bardzo mocny, nie będę raczej używać w najbliższym czasie nic innego.

Ale wracając do peelingu z BU- po wymieszaniu składników (mączka owsiana, serwatka i mleko w proszku oraz powyższe ekstrakty) peeling możemy przechowywać (szczelnie zamknięty w załączonym pudełeczku) przez rok(!!!) i stosować 1-2 razy na tydzień.

Również przygotowanie jednorazowej porcji peelingu jest dziecinnie łatwe-wystarczy dodać niewielką ilość wody, dowolnego hydrolatu lub żelu hialuronowego w przypadku cery szczególnie wrażliwej.

Po wymieszaniu proszku z wodą otrzymujemy gęstą pakę o beżowym kolorze i  charakterystycznym (niezbyt atrakcyjnym ale możliwym do zniesienia) mleczno-mącznym zapachu niezbyt świeżej owsianki na mleku:)

Co poza tym obiecuje nam BU?

Peeling działa łagodnie, stężenie i aktywność enzymów zostały tak dobrane, by nie podrażniać nawet wrażliwej skóry, a jednocześnie zapewnić efektywne działanie peelingu.
» Wyczuwalnie wygładza i zmiękcza skórę już po pierwszym użyciu.
» Działa powierzchniowo na zasadzie rozpuszczania martwych, zrogowaciałych komórek naskórka. Pomaga pozbyć się widocznych objawów łuszczenia się skóry.
» Delikatnie oczyszcza skórę i poprawia jej koloryt.
» Przygotowuje skórę do przyjęcia i lepszej absorbcji składników aktywnych obecnych, w aplikowanych w dalszej kolejności, produktach pielęgnacyjnych.
» Oprócz działania złuszczającego, enzymy - bromelaina i papaina posiadają również właściwości przyśpieszające gojenie i przeciwzapalne.
» Dzięki obecności mączki owsianej i mleka w proszku peeling jednocześnie nawilża i łagodzi podrażnienia skóry.
» Wysoce rozdrobniona, kosmetyczna mączka owsiana, nadaje peelingowi aksamitne odczucie podczas aplikacji na skórę.

» Peeling pełni jednocześnie funkcję maseczki o działaniu odżywczym, łagodzącym i wygładzającym. 

Właśnie skończyłam moje pierwsze opakowanie. Starczyło mi na ok 10-12 zabiegów przy czym z pewnością starczyłoby mi na dłużej gdyby nie moje gapiostwo. Zawsze obiecuję sobie, że będę stopniowo i uważnie odmierzać wodę. Niestety niemal za każdym razem naleję za dużo wody i później muszę dodawać kolejne łyżeczki proszku, żeby odpowiednio zgęstniało.

Mimo że kilka razy po nałożeniu tego peelingu czułam pewien dyskomfort ( w okolicach żuchwy czułam swędzenie i lekkie pieczenie przez ok 2 dni!) to jestem z niego bardzo zadowolona.  Skóra jest po nim delikatna i bardzo miękka, nie ma zaczerwienień i innych tego typu podrażnień. Daje szybkie i widoczne efekty- już po pierwszej aplikacji znacząco maleje ilość suchych skórek.

Czy kupię następne opakowanie? Tak ! Zwłaszcza, że cena jest naprawdę przystępna ok 15 zl za opakowanie mieszczące 36 g (cena zawiera plastikową łyżeczkę, pudełko i etykietkę do wpisania terminu ważności).

Polecam!


niedziela, 13 stycznia 2013

Twarzowe zdzieraki

Jak już wcześniej pisałam od jakiegoś czasu w celu poprawy cery zaczęłam używać żelu do mycia oraz kremu Effaclar. Napisałam wtedy, że spodziewam się wysuszenia skóry i nawet kilka dni temu już miałam to odszczekać a tymczasem... Przy kilku ostatnich nakładaniach podkładu (nie robię tego codziennie bom leniwiec i śpioch-czasem ograniczam się do kremu tonującego czy jak kto woli koloryzującego lub samego tylko pudru) moim oczom ukazał się ogrom zniszczeń jakich dokonał Effaclar a mianowicie łuszczące się czoło i przesuszone poliki. Zaczęłam więc usilnie przetrząsać moje zasoby w poszukiwaniu skutecznych peelingów:) Oto co znalazłam:



Chusteczki nawilżane do peelingu CleanO'peel Cleanic

Są to dwustronne chusteczki przeznaczone do szybkiego peelingu twarzy. Z jednej strony mają pełno niebieskich ostrych punkcików i tą stroną jako pierwszą "atakujemy" skórę. Następnie przecieramy twarz miękką stroną chustki nasączoną balsamem z dodatkiem:
- echinacei- koi i regeneruje,
- ekstrakt chabra bławatka- właściwości antyseptyczne i tonizujące,
- wyciąg z zielonego groszku- nawilża i odświeża.


Jest to już moje 3 lub 4 z kolei opakowanie tych chusteczek. Właściwie to nie stosuję ich zbyt często, bo mimo że producent pisze o łagodnym peelingu to zdzieranie jest bardzo mocne. Niemal na granicy bólu. Oczywiście wszystko zależy jak mocno się nimi trze ale nawet przy słabym pocieraniu uczucie jest średnio przyjemne i czuć pieczenie.

Dlaczego ich w takim razie używam- bo są czasem takie dni gdy mojej skórze nic innego nie pomaga- np po serii jakiegoś "wysuszacza". Poza tym są fajne do oczyszczania skóry na linii włosów np na czole a także do....łokci (do kolan pewnie też jeśli ktoś miałby taką potrzebę):) W łagodzące właściwości balsamu raczej nie wierzę.

Moim zdaniem chusteczki ze względu na ostrość nie nadają się dla osób z cerą naczynkową lub trądzikiem ze stanami ropnymi.

Chusteczki są tanie- opakowanie 10 szt w Ross-ku kosztuje ok 7 zl. Jest też wersja chusteczek pakowanych pojedynczo- droższa ale z pewnością bardziej higieniczna, wygodniejsza w podróży no i chusteczki nie wysychają jak to ma miejsce w przypadku opakowań "zbiorczych" jeśli są zbyt długo otwarte.
Gdyby ktoś chciał przetestować to chyba zmienili szatę graficzną opakowania:
http://www.rossnet.pl/Produkt/Cleanic-Professional-Chusteczki-nawilzane-do-peelingu,115958

Czy kupię ponownie? Chyba jednak nie- moja skóra się zmienia i to co kiedyś mi odpowiadało teraz nie robi już na mnie takiego samego wrażenia. Możliwe, że kupię te chusteczki w wersji pakowanej osobno na jakiś wyjazd (wolę to niż taszczyć ze sobą kolejną tubę kosmetyku) ale do użytku domowego poszukam chyba czegoś innego, nieco łagodniejszego.


Peeling ryżowy o którym pisałam TU


Zdania nie zmieniłam i nie planuję zakupu kolejnego opakowania.

Korund (Zrób Sobie Krem) 200g


Od jakiegoś czasu rozważałam zakup korundu ale wciąż wstrzymywały mnie opinie, że jest on bardzo mocny. W końcu podczas zakupów na ZSK dostałam saszetkę z próbką i.... wpadłam:) Choć w sumie nie od razu- pierwsze próby zapowiadały katastrofę.
Na pierwszy rzut poszło połączenie korundu z żelem do mycia twarzy-> fiasko. Większość żeli wysusza mi skórę i po takim zabiegu czułam się mało komfortowo, poza tym nie podobał mi się efekt pienistego peelingu:)
Następnie spróbowałam z samą wodą- niestety paćka była niechętna do współpracy- większość produktu lądowało w umywalce. Aż na jakimś blogu przeczytałam metodę krem do twarzy + korund. Jestem zachwycona:) Skóra zarazem "zdarta" (ale bez podrażnień) i nawilżona. Do tego jest okazji, żeby pozbyć się niechcianych próbek kremów lub ich niedokończonych opakowań. Stosuję także metodę żel hialuronowy 1% + korund i również jestem bardzo zadowolona (póki co bawię się proporcjami-za pierwszym razem dałam pół łyżeczki korundu i 3/4 łyżeczki żelu i wyszło za rzadkie i ciężkie do zmycia).


Dodatkowy atut to cena ( ok 8 zl/200g). Jednorazowo zużywam ok  pół łyżeczki-> korund jest jest mega wydajny:)
Czy kupię kolejne opakowanie? Tak- właściwie to już kupiłam :)

Korund nadaje się świetnie do "podrasowania" peelingów do ciała- dosypałam nieco na próbę do bzowego peelingu z Joanny i to jest to! Uzyskałam o wiele lepsze ścieranie i nie zmieniłam zapachu (rozważałam dodanie kawy lub peelingu ryżowego ale zależało mi na tym boskim zapachu bzu).

Przeciwzmarszczkowy peeling szafirowy YOSKINE (DaxCosmetics)

Peeling ten dostałyśmy w jednym z pudełek GB (Dax to nie jest to moja ulubiona polska marka ale tez i nie jestem jej wielkim wrogiem, uważam natomiast, że ABSOLUTNIE nie powinna się znaleźć w GB-miały być kosmetyki luksusowe!ale nie o tym miało by;)).


Produkt przeznaczony jest do cery mieszanej i normalnej, ma kremową konsystencję (i takiż zapach) z mnóstwem drobinek (nie oszukujmy się w większości jest to korund- na drugim miejscu w składzie- proszek szafirowy lokuje się nieco dalej niż w połowie listy, ale cóż... "peeling szafirowy" brzmi dumnie;)) Również kwas hialuronowy o którym mowa w opisie produktu nie zajmuje pierwszych lokat;)
Trochę irytuje mnie ta nazwa- peeling przeciwzmarszczkowy. Na jakie działanie przeciwzmarszczkowe możemy liczyć? Z pewnością nie uratuje nas ta mała dawka "Duo-kwasu hialuronowego" wcierana w skórę przez 1-2 min. Możemy co najwyżej liczyć na efekty mikromasażu jaki funduje nam korund.... No ale oki nie będę się czepiać, zwłaszcza, że specjalistką od składów nie jestem:)

Sam produkt jest fajny, dobrze ściera i nie podrażnia. Jest wydajny- wystarczy "kulka" wielkości małego paznokcia:) żeby wystarczyło na peeling całej twarzy (najlepiej nakładać na lekko zwilżoną skórę).
Również cena jest przystępna -tubka 75 ml (czyli niemal dwa razy tyle ile ma moja miniaturka) kosztuje ok 25-30zl.

Czy kupię ponownie? Nie, bo mam już mój korund a efekty są jednakowe:) (choć gdybym korundu nie znała to pewnie wrzuciłabym ten preparat na listę moich planów zakupowych).

Baviphat Peach All-in-one Peeling Gel

Natrafiłam na niego na wizażu i zaintrygował mnie szalenie, bo peeling o konsystencji żelu tudzież galaretki nie jest na naszym rynku kosmetycznym znany (chyba że się mylę i ktoś podrzuci jakieś nie-azjatyckie produkty tego typu).
Poza tym te opakowania kosmetyków Baviphat...Peeling zamknięty jest w słoiczku-brzoskwince. W sumie powinien brzoskwinią pachnąć, ale akurat zapach niezbyt podobny- przynajmniej dla mnie.
Peeling nakłada się  suchymi palcami na suchą twarz  i wciera aż zacznie się rolować (jak przy gumkowaniu ołówka na kartce:))
Złuszczenie jest powierzchowne i delikatne, powiedziałabym efekt doraźny. Mimo wszystko moim zdaniem warto go mieć w swojej kosmetyczne.
Dlaczego? Bo nie podrażnia, nie zostawia zaczerwienień od tarcia i jest mega szybki w użyciu, skóra jest po nim miękka i gładka. Wcierasz, spłukujesz i gotowe:) Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że nałożyłam podkład i światu objawiły się nieestetyczne suche skórki na czole. O ile pozwala mi na to czas, zmywam wtedy szybciutko podkład, robię "gumkoanie" i... Voila! Wyglądam jak człowiek:)
Dodatkowy plus za wydajność- zwykle starcza mi 1-2 łyżeczki. Także mimo ceny (ok 70zl/100g) nie wychodzi źle.
No właśnie! Kolejny plus za łyżeczkę-słodka i co ważne higieniczna.
Czy kupię ponownie? YES, YES, YES!
Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie, że miałby to być mój jedyny peeling- na to jest zbyt delikatny.

FLOSLEK ANTIACNE peeling enzymatyczny


Dobrze, że był tani (ok 15zl/50ml) bo inaczej byłabym zła. Mam wrażenie, że ten produkt nic nie robi. Nie czuję wygładzenia cery ani polepszenia jej stanu. Na siłę próbuję go zużyć do ramion i dekoltu w miejscach, gdzie czasem mi coś wyskakuje ale chyba w najbliższym czasie podejmę męską decyzję i wyrzucę go w diabły-szkoda na niego miejsca w szafce.
Konsystencja lekka, zapach delikatny, "kremowy".

Czy kupię ponownie?Oczywiście, że NIE! 

Już teraz widzę, że pominęłam mój ulubiony produkt!!! Jak to możliwe?? Opisałam go a nie mam zdjęcia:( Dostanie więc cały kolejny post tylko dla siebie:)

Pozdrawiam!