sobota, 29 grudnia 2012

Chubbystickomania postępuje + wygrany konkurs:)

Po poprzednim poście miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. I rzeczywiście! Przypomniało mi się, że w promocji w S. jeszcze przed świętami kupiłam....kolejny Chubbystick. To już zdecydowanie choroba:)

Próbowałam kilka odcieni i miałam ochotę na coś w beżu. Jakiś ładny cielisty kolorek. Niestety okazało się, że wyglądam w nich blado i jakoś tak chorowicie. Nie spodziewałam się tego. Bardziej obawiałam się, że kolory nude będą źle współgrać z odcieniem moich zębów. Moim zdaniem dość często nudziaki wydobywają żółte tonacje zębów. Jednak u mnie nie to było problemem a fakt, że wyglądałam na bardzo zmęczoną i "zgaszoną". Poza tym okazało się, że o ile moje dotychczasowe kolorki Chubbystick nie podkreślają suchych skórek o tyle beże zdecydowanie je uwidaczniają:( Tak więc tym razem postawiłam na fiolet Voluptuous Violet (16), który intrygował mnie odkąd wyszła nowa kolekcja Chubbystick'ów. Nie wiedziałam czego się spodziewać po takim odcieniu. Okazało się, że fiolecik w rzeczywistości jest bardzo delikatnym, niemal transparentnym jagodowym różem. Na ustach wygląda słodko i ulotnie. Jestem zauroczona:)


Z perspektywy czasu muszę przyznać, że Chubbysticki nie maja właściwości pielęgnacyjnych. Dają połysk i powierzchownie nawilżają jednak nie wyobrażam sobie stosowania ich zamiast pomadki ochronnej- 
w domu stawiam na pielęgnację i odżywienie ust. Biorąc pod uwagę delikatność i transparentność kolorów oraz konsystencję samych pomadek, nie ma zbytnio możliwości nałożenia pod Chubbysticka pomadki ochronnej. Niektóre pomadki (chyba te z większą ilością wazeliny) w ogóle nie pozwalają nałożyć na siebie Chubbysticków.
Nie powala mnie również reklamowana możliwość miksowania kolorów (aplikacja dostępna jest na facebookowym profilu Clinique). Po pierwsze w Chubbystick podoba mi się szybkość i łatwość aplikacji (nie muszę patrzeć w lusterko w obawie, że się rozmazałam). Nie bawi mnie więc wyciąganie dwóch czy trzech szmineczek i malowanie się nimi jedna po drugiej. Poza tym efekt miksowanie jest moim zdaniem tak nieznaczny, że to gra niewarta świeczki. Oto moje miksy:

05 - Chunky Cherry
07 - Super Strawberry
 16 - Voluptuous Violet




Poza tym na blogu u Niecierpka wygrałam zestaw kosmetyków azjatyckich (tonik i żel). Jestem szalenie szczęśliwa i zaskoczona- nie należę ani do farciarzy, którzy stale coś wygrywają ani do osób, które dobrymi pomysłami sypią z rękawa. Jeszcze raz bardzo dziękuję:)

A jutro wybieram się na promocję -30% na kolorówkę do Sephory:) Lista już gotowa:)


P.S. Jestem na siebie zła- zdjęcia do tego posta miałam już zrobione kilka dni temu. Niestety gdy go pisałam jakieś dwa dni temu okazało się, że usunęłam je z folderu. Mało tego-dzień wcześniej zrobiłam czyszczenie kosza... Jedyna przyczyna tego wszystkiego jaka mi na myśl przychodzi to moja kolejna już  w tym sezonie choroba, która jak widać tym razem przyćmiła mi także umysł :/

sobota, 22 grudnia 2012

Wyręczyłam Świętego Mikołaja...

Nie przewiduję w tym roku obfitości prezentów (z rodzinką tym razem umówiliśmy się na symboliczne podarki- trochę szkoda, ale z drugiej strony odpada ogromny stres poszukiwań ( i tak zasapałam się szukając prezentu dla mojej małej). Na męża nie mam co liczyć, bo jego romantyczność jest na poziomie ujemnym a ja jakoś w tym roku nie mam ochoty wymyślać sobie prezentu za niego a później jeszcze wymyślać podarunku ode mnie dla niego:) Więc w tym roku sama sobie jestem Mikołajem:) Zaczęłam już kilka dni temu składając zamówienie w Pat&Rub o czym zamierzam napisać za kilka dni, żeby mieć już jakieś  wstępne opinie.

Wczoraj uszczęśliwiona udanym polowaniem na prezent dla córeczki, postanowiłam wpaść do Inglota i SuperPharmy, przy czym szłam tam z dość konkretną listą:)


W Inglocie zaopatrzyłam się w grzebyczek do rzęs i brwi- o podobnym przeczytałam jakiś czas temu na Sroczym Blogu i stwierdziłam, że może być to ciekawa alternatywa dla starej szczoteczki od tuszu, której używam jako koła ratunkowego, gdy efekt malowania rzęs mi nie odpowiada. Zaskoczenie było duże, gdy okazało się, że grzebyczek kosztuje tylko 16 zl (spodziewałam się wyższej kwoty- firmy często lubią zarabiać na takich gadżetach). Mało tego, okazało się, że jest akcja promocyjna i jeśli zrobię zakupy powyżej 30 zl to na grzebyczek dostanę 50% rabatu. Niby nic te 8 zl ale jeśli okaże się, że taka metoda rozczesywania rzęs mi się nie spodoba, to będzie mi jeszcze lżej na sercu:) Testy przewidziane na jutro- dziś siedziałam w domu  i jak przykładna mama i żona sprzątałam i o rzęsach zapomniałam:)

Kolejną pozycją na mojej liście był pędzelek-kuleczka. Postanowiłam zgłębić tajniki blendowania cieni, ale okazało się, że żaden z mojej skromnej kolekcji pędzelków nie nadaje się zbytnio do porządnego rozcierania. Pędzelek (80HP) kosztował 28zl- nie mam zielonego pojęcia czy to dużo, mało czy normalnie:)

Upolowałam też upragniony top matujący (nr 16). Najchętniej przetestowałabym go już wczoraj, ale jestem na etapie sprzątania i zagniatania ciast, więc ćwiczę silną wolę. Żeby było "ciekawie" gdy już kupiłam top z Inglota (26zl) okazało się że wreszcie w drogerii Natura była dostawa topów matujących z Essence na które czekałam od 2-3 tygodni (a które kosztują poniżej 10zl)...To nieco ostudziło moją radość ale co tam-w końcu miał być koniec świata:)


Chyba właśnie ten koniec świata ;) rzucił mi się na mózg i pokusiłam się o zakup  lakieru z drobinkami (nr 231, 20zl) - właściwie nie wiem po co go kupiłam- w końcu nie maluję paznokci aż tak znowu często, ale ostatnio jakoś ciągnie mnie do lakierów z "pierdołkami". Na koniec dorwałam jeszcze mini-zmywacz:)

Czy ja wyżej pisałam, że poszłam z listą? Kłamałam, bo zmywacza i lakieru z drobinkami na mojej liście nie było. Za to listy trzymałam się w SP i kupiłam tylko suchy szampon, bo BATISTE z grudniowego GB niestety już się skończył (użyłam go chyba 3-4 razy). Wybór padł na Klorane, który już kiedyś miałam, ale postanowiłam sprawdzić swoją ocenę po kilku latach przerwy. Tym bardziej, że była promocja (to słowo to moje przekleństwo)- 9.99 zl za opakowanie 50 ml. Poza planem był fakt, że wzięłam 2 sztuki zamiast planowanej jednej:)

Zgodny z planem jest top "peel off" z Essence kupiony w Naturze za 9,99 zl z myślą o lakierach z "pierdołkami", których zmywanie to koszmar:) Jestem bardzo ciekawa, czy nie będzie skracał żywotności lakierów. Jedyny minus jaki widzę jeszcze przed pierwszym użyciem to fakt, że po pomalowaniu nim paznokci trzeba czekać 10 min (!) nim nałoży się inny lakier.


W związku z tym, że kupony z Glamour na zniżkę 20zl przy zakupach powyżej 50zl są ważne  tylko do 24-go, wczoraj poszłam na małe zakupki (głównie na dział dziecięcy, bo coś mojej malutkiej się podrosło i rękawki przykrótkie się porobiły). No i przy kasie zostałam powiedziona na pokuszenie i kupiłam 2-pak złotych lakierów za 14,90 zl.


Nie wiem co ja miałam wczoraj z tymi lakierami...Dobrze, że nie poszłam do GoldenRose, gdzie mam na oku kilka kolorów. Już to co mam starczy mi na długo przy mojej częstotliwości malowania:)


Najgorsze jest to, że chyba polegnę i zamówię odżywkę do rzęs- jeszcze tylko siedzę i porównuję ceny i opinie. Wybór  padnie chyba na RevitaLash. Miałam zaczekać, ale dostaliśmy dodatkową kasę na święta, czego nie przewidziałam (wcale się nie skarżę). Wprawdzie na wish-liście na pierwszym miejscu jeszcze niedawno było serum Luminescence Lierac, ale w związku z problemami z cerą przekierowałam się na ekoampułkę P&R i Luminescence poczeka.

wtorek, 18 grudnia 2012

GOLDENBOX 2012- SZCZERE ZŁOTO CZY ZŁOTO GŁUPCÓW?

Tydzień temu atmosferę na blogach i FB podgrzała grudniowa edycja Glossybox. Dziś załoga GB zafundowała nam nową dawkę emocji związaną ze specjalnym wydaniem pudełka- GOLDENBOX-em.
Tym razem w pudełku znalazło się 5 kosmetyków pełnowymiarowych. Zmianie uległa też cena- edycja specjalna kosztowała 99zł.

Problemy pojawiły się już kilka tygodni temu, gdy nagle okazało się, że zestaw będzie zawierał tylko "kolorówkę". Część osób była rozczarowana, że tak ważna wiadomość nie była ogłoszona już w momencie rozpoczęcia sprzedaży.


Jak łatwo przewidzieć są osoby zadowolone, niezadowolone, średniozadowolone, cieszące się że nie kupiły i żałujące że nie kupiły:) Sporo jest głosów, że znów brak luksusu, ale warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy:
1) oferta edycji Gold nie precyzuje, że mają być to kosmetyki luksusowe (taki mały chwyt marketingowy),
2) nie oszukujmy się- nawet jeśli GB  kupuje te kosmetyki ze znaczną zniżką, to 5 kosmetyków luksusowych za 100 zł ??Nie no co Wy.....

Oczywiście żal, że nie postawili na np 2 produkty "konkretniejsze" a resztę mniej znaną no ale cóż.....
Fakt, że patrząc na ceny podane na karteczce dołączonej do pudełka, można było pokombinować inaczej...Lakier za 60 zl???Wolałabym tańszy np ESSIE a różnicę przerzucić na inny produkt. Troszkę przestrzelili też z tym produktami do ust- zakładając, że większość osób które kupiły edycję specjalną mają już edycje podstawową, to w tym miesiącu dostałyśmy szminko-błyszczyk, błyszczyk Kryolan i barwnik do polików i ust....trochę za dużo jak na te nasze biedne usta...

Miłym gestem są dodatki (jakie?o tym napiszę poniżej). Ogromny plus za opakowanie- piękne złote pudełko zamykane na klapkę z magnesem i uroczą czarną wstążeczkę.


Co było w pudełku?

1)Tusz do rzęs Lash Thickening Mascara /BM BEAUTY / 60zl/8ml

Nie otwierałam, żeby zrobić zdjęcie, bo chyba  go oddam w ramach świątecznego prezentu ...

2) Błyszczyk High Gloss /Kryolan/ 70zl/4ml


Były co najmniej 2 kolory- krwista czerwień i bezbarwny. Nie wiem jak GB dobierali te kolory- ja w swoim profilu piękną zaznaczyłam makijaż delikatny a dostałam krwistą czerwień CATWALK. Kolor jest piękny i niesamowicie intensywny. Produkt ciężko nałożyć niewprawna ręką, nawet po zdjęciu nadmiaru błyszczyka z pędzelka, jego ilość jest przeważnie nadal zbyt duża i usta wychodzą w stylu wampira po właśnie skończonym posiłku. Złym pomysłem jest też nałożenie błyszczyka na np tylko dolną wargę i próba odbicia na górnej. Błyszczyk momentalnie barwi strefę dookoła ust i niemal "wgryza się" tak mocno, że nie można go zetrzeć.Pozostaje więc dodatkowy pędzelek i dokładna aplikacja. Nie jest to więc produkt, którym szybko i łatwo poprawi się makijaż. Trzeba jednak przyznać, że jest bardzo trwały, nie zlepia ust, nie podkreśla przesuszeń a nałożony cienką warstwą nie wygląda już tak groźnie:)




Z drugiej strony, gdyby dostała ten błyszczyk w wersji bezbarwnej byłabym chyba bardziej niezadowolona- bezbarwne mazidło za 70 zl? Nie dziękuję! Może od czasu do czasu odważę się nałożyć wampirzą czerwień na usta, zwłaszcza, że w tym odcieniu  moje zęby wyglądają na bielsze:)

3) Lakier do paznokci /Nails INC/ 60 zl/10ml

Były trzy odcienie: lawenda (w nieco trupiej tonacji), srebro i czerń. I tu jestem zaskoczona-spodziewałam się lakieru, ale liczyłam na bardziej szalone kolory: złoto, brokaty, cekiny....W sumie mój (lawenda) to wogóle jakaś abstrakcja (nie kojarzy się ani ze świętami ani z sylwestrem). Ale ogólnie z pewności będę używać tego lakieru, więc nic straconego.



4) Paletka ONE NIGHT IN MOROCCO /NYX/ 50zl/zestaw

Podobno zarówno cienie jak i szminki tej firmy to lipa- ja nie wiem, bo nigdy nic z NYX'a nie miałam (oki miałam pomadkę ale leży w kącie bo to nie mój kolor, więc o trwałości nic nie powiem).  Ja z paletki się cieszę, zwłaszcza że kolory są spokojne. Najbardziej bałam się, że właśnie tu zaszaleją i dadzą kosmiczne kolory, których w życiu nie zużyję.
Oczywiście każdy ma inne zdanie- czytałam na FB opinie osób, które wolałyby dostać jeden cień lepszej firmy i to najlepiej w odjechanym kolorze. Takie jest ryzyko tych pudeł...

Dodam, że zestaw zawiera bazę do cieni.


5) Barwnik (?) do ust i policzków CHEEK+LIPS /MODEL CO/ 70zl/10ml





Dla mnie to największy niewypał tego pudełka. Wolałabym zwykły róż lub bronzer niż to coś. Aplikować trzeba szybko i w małej ilości, bo inaczej zostają plamy, co widać na poniższym zdjęciu.


Trzeba też pewnie dojść do wprawy- mi za pierwszym razem mimo szczerych chęci wyszły buraczane pućki...
Efekt na ustach też mi nie odpowiada- podkreśla suche skórki i tam gdzie one są kolor mocniej "łapie". Po nałożeniu wyglądałam jak ofiara wysokiej gorączki ze spierzchniętymi i nabrzmiałymi od choroby ustami. Nic fajnego.
 Dodatkowy minus- po aplikacji palce są brudne i wcale nie jest łatwo je domyć, więc szybkie poprawki w ciągu dnia odpadają.


PREZENTY

6) Sztuczne rzęsy- to będzie moja pierwsza przygoda z nimi i w sumie cieszę się, że je dorzucili.
7) Złota kosmetyczka- wygląda licho ale z pewnością znajdę dla niej zastosowanie.

Ogólnie jestem zadowolona- czy kupiłabym znając wcześniej zawartość? Nie wiem- na tym polega urok tych pudeł, kupujesz i drżysz w oczekiwaniu:)

To co jest dodatkowym plusem, to fakt że dziewczyny w przynajmniej dwóch innych krajach dostały dokładnie to samo co my:)


Dużo by mówić, czy GB wywiązuje się z obietnic i czy warto w ogóle kupować te pudełka. Moim zdaniem jeśli w ogóle kupować to raczej GB niż Shinybox, który zdecydowanie częściej ma u siebie zwykłe marki typu DALIA z ostatniego pudełka.
Inna sprawa, że jak się policzy to rocznie wychodzi 588 zl (jeśli kupuje się co miesiąc bez abonamentu) a z wersją GOLD to już 687 zl czyli naprawdę sporo kasy! Tylko, że to tak wciąga...

niedziela, 16 grudnia 2012

PEELING RYŻOWY ZE ...ŚMIETANĄ

Moje wczorajsze zakupy kosmetyczne to śmietana 18% :) Tak- dobrze czytacie, nie-nic nie piłam.

Od dawna marzy mi się peeling ryżowy Daily Microfoliant z Dermalogica, jednak cena (ok 180-200 zl za 75g!!!) skutecznie mnie odstrasza. Zwłaszcza, że wpierw chciałabym go wypróbować a nie mam skąd wytrzasnąć próbki. Tak więc gdy podczas zakupów na allegro wypatrzyłam peeling ryżowy, serce zabiło mi mocniej. Zwłaszcza, że pojawia się nazwa "puder" a to skojarzyło mi się z moim obiektem pożądania.
Choć nie-co ja się oszukuję-nawet cień cienia nadziei się nie pojawił, bo opakowanie peelingu z allegro kosztuje 7 zl, więc nie ma się co oszukiwać, że to podobny produkt. Główny powód zakupu to w takim razie czysta ciekawość a cóż to takiego ten peeling ryżowy:)





Kupując nie przeczytałam oczywiście jak się go stosuje (a jakże!) więc zdziwienie było niepomierne, gdy okazało się, że nośnikiem peelingu ma być mleczko kosmetyczne lub....śmietana 18%. Jako że mleczka nie posiadam od dawna i nie czuje potrzeby zakupu to zaopatrzyłam się w  śmietankę :)


Co o swoim produkcie pisze  producent?

Kiedy stosujemy peeling?
- przy skórze ze zmarszczkami i zniszczonej cerze
- do regeneracji skóry
   - do skóry trądzikowej
  - przy zaniku włókien kolagenowych
 -przy  przebarwieniach izaburzeniach pigmentacyjnych
- przy skórze zanieczyszczonej, problematycznej
  -do skóry z bliznami potrądzikowymi
-  przy wiotkości, rozstępach oraz cellulicie,

- zastosowny przed opalaniem zapewnia równą, ładną opaleniznę.


uwaga 
nie wykonuj zabiegu  jeżeli masz zakażenie grzybicze, wirusowe, bakteryjne np. trądzik krostkowy, ropne zmiany, nowotwory skóry, zabiegi chirurgiczne i terapia Roaccutanem ( ok.3miesięcy)

Peeling okazał się dość drobny (coś jak sól drobnoziarnista tylko nie tak ostry) ale puder to to z pewnością nie jest.

Peeling wykonałam wg instrukcji- na 3 łyżki śmietany wrzuciłam 1 łyżkę peelingu, zmieszałam i przez kilka minut wcierałam w pyszczek:)

Już teraz wiem, że następnym razem zrobię mniejszą porcję, bo wyszło jakoś za dużo. Zmienię też lekko proporcje i dam mniej śmietany.

Jak widać będzie to dość wydajny produkt i biorąc pod uwagę, że producent zaleca serię 10-15 zabiegów wykonywanych raz w tygodniu (dla wrażliwców raz na 2 tygodnie), starczy mi na dobrych kilka miesięcy. Pewnie prędzej mi się znudzi niż go zużyję.

Peeling należy raczej do delikatnych ale buźka była po nim miękka i przyjemna w dotyku. Lekko natłuszczona (z pewnością dzięki śmietance).

Największy minus to zapach rozgrzanej śmietany tuż pod nosem. Jeśli ktoś nie przepada za aromatem w stylu kwaszonego mleka, to niech wypróbuje wersji z mleczkiem kosmetycznym.

Czy kupię ponownie? Raczej nie- fajna zabawa ale ten sam efekt jest pewnie po peelingu zwykłymi płatkami owsianymi (jakoś nigdy tego nie próbowałam) i nie trzeba płacić za przesyłkę:) No i opakowanie płatków 400g kosztuje 3-4 zł a za 125 ml peelingu ryżowego to 7 zl. Niby nie brzmi to źle, ale spójrzcie na różnicę w wielkości opakowań.

Efektem ubocznym o którym informuje producent, może być swędzenie skóry przez kilka dni po zabiegu, ja jednak takiego dyskomfortu nie odczułam.


Po peelingu zrobiłam sobie maseczkę algową, ale o tym to już innym razem:)

czwartek, 13 grudnia 2012

ZMIANY W PIELĘGNACJI I MASKOWY MARATON

Ten post miał pojawić się wczoraj, ale (wstyd się przyznać) zasnęłam wieczorem nad książką :)

Ostatnio moja cera znów się buntuje, więc postanowiłam przestawić mój tryb pielęgnacyjny z "wieczorne nawilżanie" i "dzienne matowienie" na "dzienna i wieczorna kuracja anty-niespodziankowa  + nawilżanie". Odbije się to na moje pielęgnacji matującej no ale trzeba się podleczyć.

Wygrzebałam w związku z tym zestaw kosmetyków, który dostałam w prezencie już jakiś czas temu.

Kosmetyki te stosowałam już kiedyż i były skuteczne, więc i teraz podchodzę do nich ze sporą dozą zaufania. Mowa o serii  EFFACLAR od LA ROCHE-POSAY.


Postanowiłam, że dotychczas używany żel do mycia buzi zamienię na żel Effaclar po czym na  obszary twarzy dotknięte klęską "niespodzianek" będę nakładać krem z tej samej serii. Resztę twarzy- zwłaszcza czoło- zamierzam nawilżać innym kremem (na chwilę obecną kończę Vichy), gdyż mimo problemu ze świecącą na czole skórą nie zamierzam "dorobić się" na czole tarki jak poprzednim razem. Teoretycznie producent pisze, że krem matuje i nawilża ale mimo wszystko moje czółko jakoś go nie toleruje.

Co konkretnie obiecuje producent?

Oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej

Wskazania

Tłusta i wrażliwa skóra.

Właściwości

Żel EFFACLAR delikatnie oczyszcza skórę dzięki zawartości środków myjących dobranych specjalnie do skóry wrażliwej. Usuwa zanieczyszczenia i nadmiar sebum, pozostawiając skórę czystą i świeżą. Z łagodzącą, przeciwdziałającą podrażnieniom wodą termalną La Roche-Posay - pH 5,5 - bez mydła - bez alkoholu - bez barwników - bez parabenów.

Opakowanie i zawartość

Tuba 200 ml

Effaclar Duo Krem

Wskazania

Skóra ze skłonnością do trądziku.

Właściwości

EFFACLAR DUO to kompletny produkt do pielęgnacji skóry, który łączy 4 składniki aktywne działające na dwa główne objawy pojawiające się na skórze skłonnej do trądziku: Poważne miejscowe zmiany skórne: niacyna i pirokton olaminy do walki z rozprzestrzenianiem się bakterii i wyeliminowania niedoskonałości. Pory zatkane łojem: kombinacja kwasu LHA i kwasu linolowego odblokowuje pory, usuwając jednocześnie nagromadzone w nich martwe komórki tworzące te zatory. Te aktywne składniki w połączeniu z kojącą, niedrażniącą woda termalną La Roche-Posay zmniejszają zaczerwienienie.
Formuła bez parabenu.

Rezultaty

Pory są oczyszczone. Nawet najbardziej poważne niedoskonałości znikają. Skóra jest gładsza i bardziej oczyszczona. Trwałe przywrócenie równowagi, aby odzyskać wszystkie właściwości zdrowej skóry.

Opakowanie i zawartość

Tubka 40 ml



Nie zamierzam jednak kończyć mojej akcji na dwóch powyższych produktach. Chcę wykorzystać wreszcie glinki, które zakupiłam jakiś czas temu a które patrzą na  mnie oskarżycielskim wzrokiem leżąc odłogiem w szafce.

Na pierwszy rzut poszła glinka żółta. Poszperałam w internecie i na wizaz.pl znalazłam fajne zestawienie z opisem glinek (klik) i radami co do zastosowania i częstotliwości nakładania. Zdecydowałam się na zmasowany atak i  spróbuje ja nakładać codziennie jak długo starczy mi cierpliwości, czyli pewnie przez jakiś tydzień. Później zmniejszę częstotliwość do 2-3 razy w tygodniu.

Wiem, że mówi się że dla cer problematycznych podstawą jest glinka zielona, ale mam z nią ciężkie doświadczenia. Przy poprzednich nakładaniach skóra dość szybko zaczynała mnie piec i swędzieć. Nie wiem dlaczego. Teraz postanowiłam więc zacząć od glinki żółtej a za jakiś czas wypróbuję znów tę zieloną.

Żeby tą moją maskę jeszcze podrasować korzystam ze znalezionej w necie rady i wciskam 1 lub 2 ampułki DERMOGALU firmy GAL. "Rybki" kupiłam jakiś czas temu w celu poprawy stanu cery,  niestety zapach jest tak odrzucający (stary zjełczały tran i bóg wie co jeszcze), że nie jestem w stanie wytrzymać z tym na twarzy całą noc.

Co o swoim kosmetyku pisze producent?

Doskonały kosmetyk do codziennej pielęgnacji skóry, zwłaszcza skóry wrażliwej z problemami (trądzik pospolity, trądzik różowaty, atopowe zapalenie skóry, łojotokowe zapalenie skóry, nadmierne złuszczanie skóry, nadwrażliwość na różne czynniki).
Preparat stanowi uzupełnienie pielęgnacji specjalistycznej, wpływając na poprawę nawilżenia, elastyczności i jędrności skóry. Kosmetyk doskonały pod makijaż.

Skład wg INCI:
Oenothera Biennis Oil, Gelatin, Glycerin, Tocopheryl Acetate, Retinyl Palmitate



Nie wyobrażam sobie stosowanie tego tłuścioszka pod makijaż ale może mam zbyt małą wyobraźnię.

A oto mój magiczny zestaw:) 


Co z nim robię?

"Rybkom" urywam ogonki (sadystka!!!:)) i wyciskam do porcelanowej miseczki. Następnie odmierzam niecałą łyżeczkę (miarka od jakiegoś syropu) glinki- ilość zależy od tego czy będę maziać też szyję. Ogólnie lepiej dać mniej i  dosypać niż dać za dużo i później wyrzucać:) 
Trzymam się zasady, że nie stosujemy przedmiotów metalowych (miseczek, łyżeczek) bo mogą zajść niepożądane reakcje chemiczne (choć pewnie ryzyko jest małe po mieszamy przecież tylko chwilkę). Następnie stopniowo dodaję wody aż otrzymam gęstą pastę, którą swobodnie można nakładać pędzlem. 
Ja mam pędzel syntetyczny kupiony za kilkanaście złotych w SuperPharmie. Świetnie się sprawdza. Przy nakładaniu omijamy oczywiście szerokim łukiem oczy:)

Maskę trzymam ok 20 min. zmywam wodą i wacikami. Najlepiej założyć stara koszulkę bo zmywana maska nieźle potrafi nabrudzić:)


Czy zastanawia Was co na zdjęciach robi woda termalna w sprayu? Nie cierpię, gdy wysychająca glinka ściąga mi skórę. Mam wtedy ochotę zadrapać się na śmierć. Spryskuję się więc co jakiś czas wodą termalną i w ten sposób jestem w stanie wytrzymać te 20 min.

Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mogła Wam napisać, że stan mojej cery znacznie się poprawił. Choć do tego powinnam zapewne odstawić słodycze a to przychodzi mi z wielkim  trudem....


BĘDĘ BARDZO WDZIĘCZNA JEŚLI POŚWIĘCICIE CHOĆ MAŁĄ CHWILKĘ I DACIE ZNAĆ, ŻE MNIE ODWIEDZILIŚCIE.
STATYSTYKI POKAZUJĄ, ŻE KTOŚ MNIE TU ODWIEDZA (ZA CO JESTEM BARDZO WDZIĘCZNA) I CHYBA NIE SĄ TO SAMI ZBŁĄKANI WĘDROWCY, WIĘC BARDZO PROSZĘ- DAJCIE O SOBIE ZNAĆ W KOMENTARZACH :)

wtorek, 11 grudnia 2012

GLOSSYBOX GRUDZIEŃ ...WRESZCIE:)

Dzisiejszy nr 1 na blogach to oczywiście nowe pudełko Glossybox. Zdania ogólnie są podzielone-jak zwykle zresztą. Ja tym razem jestem w tej zadowolonej części.
Fakt, że poza opakowaniem (świąteczny papierek i wstążeczka) i słodkimi dodatkami (karteczki do prezentów /nie używam/ i śmieszny ogrzewacz do dłoni) niezbyt czuć święta. Myślałam, że po ankiecie, która była jakiś czas temu i dotyczyła świąt, dostaniemy coś w świątecznych zapach. Niby banalne ale budujące nastrój. Jednak nic takiego nie ma.





Produkty z mojego pudła:

1) Suchy szampon o zapachu wiśniowym /Batiste/  50ml

Ogólnie bardzo się cieszę jako, że mój suchy szampon się skończył i właśnie planowałam zakup. Słusznie jednak kilka osób zauważyło na FB, że przy cenie 15,90 za opakowanie pełnowymiarowe 200ml mogli "zaczaleć" i dać całe:)

2) Stem Cells Cream /Clarena/ 30ml

Jest to krem z roślinnymi komórkami macierzystymi pobudzający odnowę naskórka i syntezę kolagenu i elastyny.
Krem do biustu z tej firmy bardzo mi się podobał, więc z chęcią spróbuje tego jak tylko wykończę moje Aqualia Vichy i spełnię obietnicę daną samej sobie, że zużyję kilka zalegających saszetek z próbkami nim diabli je wezmą od zbyt długiego chomikowania.

3) Lip Duo /Model CO/ 3,8g szminka +2,3ml błyszczyk-  produkt pełnowymiarowy

Nie znam tej firmy i w pierwszej chwili przeraził mnie kolor szminki. Wyglądała na brązową. Jednak po nałożeniu na usta okazuje się, że jest nieco ciemniejsza niż moje usta. Wygląda ładnie i naturalnie, dość długo siedzi na ustach. Jest lekko kremowa, nie podkreśla suchych skórek o które w zimie nie jest trudno.


Co do błyszczyka to mam mieszane uczucia. Ogólnie nie przepadam za błyszczykami z dwóch powodów- szybko znikają i większość zlepia usta. Poza tym ten błyszczyk ma drobinki a  za tym tez jakoś specjalnie nie przepadam.
Błyszczyk na ustach wygląda naturalnie, nadaje tylko lekki połysk  bez zmiany koloru ust. Nawet lepi się stosunkowo mało. Ale i tak moim ulubionym produktem do ust  nie będzie.

Całkowicie nieprzemyślane jest umiejscowienie lusterka. Nie da się go używać do pomalowania ust. Kompletny bezsens. Można się najwyżej przejrzeć juz po pomalowaniu...

W sumie zestawik jest drogi /ok 120zl/ ale mimo, że w porównaniu z dwiema poprzednimi szminkami z GB , kolory są naprawdę świetne (bo neutralne) to wolałabym np puder utrwalający makijaż. Jestem ciekawa czy były inne kolory zestawów (producent ma jeszcze 2 inne ale na zdjęciach widziałam tylko ten co mój).

4)Au Lait Body Milk /Scottish Fine Soaps Company/  30ml

Również i tej firmy nie znam. Próbeczka mała -starczy mi pewnie na jedną nogę:) Ogólnie nie należę do fanek balsamów-stoją u mnie miesiącami, więc ten produkt mógłby być spokojnie wymieniony na coś innego. Podoba mi się idea koncentratu antycellulitowego, który był w innych zestawach ale z kolei nie podoba mi się, że był firmy Tołpa dostepnej w każdym Rossmanie.

5) Micellar Liquid 3 in 1 /Yasumi/ 50ml

Micele bardzo lubię a firmy nie znam więc z chęcią przetestuję:)

Podsumowując: na 5 produktów z 3 jestem bardzo zadowolona, jeden "może być" a jeden z chęcią bym wymieniła:) Czyli nie jest źle:)

Poza tym w tym pudełku dostałam prezent VIP za długi staż:

6) HD Eyeliner /Kryolan/ 6g -produkt pełnowymiarowy

Chyba wszystkie dostałyśmy ten sam kolor- czerń o nazwie Ebony. Co do tego produktu mam mieszance uczucia. Bardzo się cieszę, że dostałam dodatkowy prezent (bez niego pudełko wyglądałoby zdecydowanie ubożej) ale niestety niezbyt umiem stosować eyelinery w żelu. Poza tym nawet jak zacznę do używać, to pewnie popsuje się nim go wykończę. Wiem z doświadczenia bo miałam tak z żelowcem z Inglota....
No nic pomyślę czy wogóle zaczynać z nim zabawę czy szukać mu nowego domku.


Poza karteczkami i ogrzewaczem dostałyśmy też Voucher na 30 zl na dowolny zabieg kosmetyczny, wyszczuplający lub trwała depilację w salonach Yasumi. Wstępnie przejrzałam ale ja mam najbliżej w sąsiednim mieście (tylko depilacja) ....pomyślę czy mi się opłaca jechać.



Chciałam Wam jeszcze dziś napisać o planowanej kuracji dla mojego pyszczka (coś zaczęła mi się znów cera psuć) ale muszę jeszcze zmyć maskę i się wykąpać, więc o swoim maseczkowym maratonie napiszę kolejnym razem:)



poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ale dno, czyli uszczuplamy kosmetyczne zapasy

Od kilku dni biorę się za ten wpis, ale ciągle odwlekam mając nadzieję, że zmotywuję się do ukończenia jeszcze kilku rzeczy. Niestety jak na złość końca nie widać, więc zamykam spis zużyć na listopad:)


1) Delikatne mydło do higieny intymnej łagodzące z szałwią /Green Pharmacy/ 370 ml-produkt jak każdy inny tego typu:) Nie ma czego komentować:) Myje i nie podrażnia i tyle:)

2) Cleanance łagodny żel oczyszczający do skóry tłustej i trądzikowej /Avene/ 50ml- miniaturka z GB. Z początku byłam zachwycona. Gęsty, świetnie pieniący się żel cudownie oczyszczał buźkę i dawał uczucie świeżości. Niestety bardzo szybko zaczął mnie strasznie wysuszać i ściągać, więc zaczęłam go używać co kilka dni /na zmianę z delikatniejszymi produktami/. Z pewnością go nie kupię.

3) Verbena Shower Gel /L'Occitane/ 75ml- w sumie powinno być jeszcze jedno (mniejsze opakowanie). Obydwa z GB-ten większy dostałyśmy w ramach rekompensaty, gdy okazało się, że żel z pudełka jest przeterminowany. Przyznaję bez bicia, że zużyłam oba (żel jest na skórze tylko kilka chwil i nie używam go do twarzy więc nie bałam się podrażnień)- po nowy żel zgłosiłam się głównie dlatego, że za niego zapłaciłam:) Nie obchodzi mnie czy GB dostaje je za darmo czy za nie płaci. Dla mnie liczy się tylko to, że ja płacę więc nie zgadzam się na przeterminowane produkty. Plus dla GB za sprawną i szybką akcję dosyłania nowych żeli.
Co do samego żelu, to pieni się średnio ale ma piękny zapach. Mimo to z pewnością go nie kupię ze względu na cenę. Nie jestem aż taka EKO:) A już zwłaszcza mój portfel. Zresztą żel pod prysznic to nie jest produkt na który przeznaczam duże kwoty- wolę zainwestować w coś z czym moja skóra ma dłuższy kontakt.

4) Argane żelowy olejek do  demakijażu /Galenic/ 15ml- również z GB. Objętość mała ale produkt zużywałam długo, bo jakoś mi nie podszedł. Utwierdził mnie w przekonaniu jakiego nabyłam po przygodzie z olejkiem myjącym z BU, że OCM  to nie jest metoda mycia/demakijażu dla mnie. Nie potrafię się na nią przestawić->olejku więc nie kupię.


5) Antyperspirant Cashmire /AA/ 50ml-  działa, delikatnie pachnie, czego chcieć więcej?

6) Antyperspirant Active Pearls Aqua Spirit /Fa/ 150ml- straszliwy śmierdziuch!!! Mimo szczerych chęci i prób traktowania jako produktu awaryjnego nie jestem w stanie go "wypsikać". Wyrzucam i jestem szczęśliwa, że już mnie nie straszy!!!



7) Odżywka wzmacniająca Volume Restructure /Garnier Fructis/ 200ml- moje włosy szybko się przetłuszczają ale i szybko tracą objętość więc często na zmianę stosuję odżywki "odbijające"  i lekkie odżywki w sprayu. Nie zauważyłam spektakularnych efektów, ale  grunt, że włosy nie były dodatkowo obciążone i łatwiej je rozczesać. Czy kupię? Pewnie nie, chyba że zapomnę i wezmę przez przypadek. Nie dlatego, że to zły produkty tylko dlatego, że lubię testować różności:)

8) Suchy szampon Naturia  /Rene Furterer/ 75ml- pisałam o nim wcześniej:) Kocham i kupię kolejny:)

9) Odżywka w sprayu Okara /Rene Furterer/ 50ml- również już zrecenzowany- nie kupię więcej.

10) Maska regenerująca włosy bardzo suche i zniszczone Karite /Rene Furterer/ 30ml- miniatura z GB. Główna kwestia to to, że mimo profilu piękna wszystkie dostałyśmy ą samą odżywkę- bez sensu. Źle to wygląda, że nie potrafią załatwić produktów do nas dobranych lub choć uniwersalnych. Maska w sumie fajna, dzięki bogu nie obciąża włosów. Pachnie całkiem przyjemnie i jest wydajna. Wygląda jak gęsty krem jajeczny z wanilią (żółciutka z czarnymi kropeczkami). Nie kupię bo to nie produkt przeznaczony stricte do moich włosów.



11) Płyn micelarny Ultra Nawilżenie /AA/ 250ml- to moje drugie opakowanie. Z pierwszego byłam bardzo zadowolona. Produkt był dobry i w niezłej cenie. Niestety ta butla była zupełnie inna. Buzia po przetarciu wacikiem nasączonym płynem "kleiła się", czego wcześniej nie było. Z pewnością po niego już nie sięgnę (tak samo jak po wychwalany płyn SOPOT SPA z Ziaji oraz po micelę z firmy Marion-po nich również buzia była "lepka").

12) Cutibaza krem półtłusty /GSK/ 30g- niedrogi krem apteczny. Kupiłam go kilka miesięcy temu po tym jak po jakimś kremie pod oczy nabawiłam się podrażnienia. Pomógł-  złagodził i natłuścił. Resztę zużyłam do rąk choć długo się wchłania. W razie podobnych sytuacji wiem czego szukać w aptece:)

13) Creme Fraiche de Beaute Light /Nuxe. 15ml- już recenzowany. Zdania nie zmieniłam-nie kupię:)

14) All about eyes /Clinique/ 5ml- jestem wdzięczna GB za zapoznanie mnie z tym kremem.. Świetny-delikatny, nie podrażnia, dobrze nawilża. Mam wrażenie, że cienie (choć nie mam jakichś wyjątkowo mocnych) zjaśniały. Wydajny. Gdyby nie to, że GB "uszczęśliwił" nas jeszcze aż 2 innymi kremami pod oczy to pewnie mimo dość wysokiej ceny zdecydowałabym się kupić ten krem:)

15) Hypnose Doll Eyes /Lancome/ 6.5ml- z żalem go żegnam. Świetny tusz. Oczywiście musiał nieco zgęstnieć ale jak juz uzyskał właściwą dla mnie konsystencję to był to tusz marzenie. Świetnie rozdzielał  i wydłużał rzęsy. Nie podkręca ale ja zawsze używam zalotki, więc od tuszu podkręcenia nie wymagam. Czy kupię??? Pewnie nie bo na oko mam już kolejne /po zużyciu zapasów/ :)


W koszu lądują też plasterki do naprawiania złamanych paznokci /Essence/. Kupiłam je dobrych kilka lat temu i dziś jakoś mi się przypomniały przy okazji złamanego pazura. Czy warte zakupu i czy nadal są dostępne? Nie wiem. Chyba ze starości klej diabli wzięli i plasterki do niczego się nie nadają.


A na koniec skromniutkie zakupy /zbliżają się święta a stan mojego konta woła o pomstę do nieba!!!). Pędzelek do brwi i bibułki matujące z pudrem-jestem ich bardzo ciekawa. Dotąd kupowałam zwykłe bibułki. Ciekawe czy te z pudrem są lepsze....


piątek, 7 grudnia 2012

Nie, nie, nie..nic nie kupię- czyli zużywanie zapasów

W ostatnim tygodniu przyszło mi się pożegnać z moim ukochanym (w ostatnim czasie) tuszem (więcej na jego temat w szykowanym poście nt zużyć). Mimo szczerych chęci zgrzeszenia i wodzących na pokuszenie zestawów świątecznych, postanowiłam sięgnąć do zapasów. Boli niesamowicie, ale cóż zrobić?

Wybór padł na dwa otwarte tusze z czego jeden jest miniaturą a drugi kosmetyki pełnowymiarowym. Mam jeszcze trzy inne miniaturki i je w sumie przetestowałabym o wiele chętniej no ale ostały mi się resztki zdrowego rozsądku i zostawiłam je grzecznie zamknięte.

Obydwa tusze pochodzą z pudełek GB  i nie ukrywam,  że gdyby nie to, że tam były to w życiu bym po nie nie sięgnęła.



NOUVEAU LASHES (NOIR MASCARA)

Pierwsza reakcja na widok tej maskary w pudełku to czysty zachwyt-nie ze względu na firmę, bo jej nie znam ale ze względu na to, że to tusz i to pełnowymiarowy (8g) :) Jak zobaczyłam cenę również byłam mile zaskoczona (80zl).  I na tym koniec zachwytów. Później doczytałam, że to tusz dedykowany rzęsom przedłużanym i pomyślałam WTF...??? To chyba jakieś żarty....po co taki tusz? Oczywiście można go stosować do normalnych rzęs ale nie ma pewnie co liczyć na jakieś super efekty poza zwykłym podkreśleniem, skoro oczy są już podkreślone poprzez zagęszczenie. Dodatkowo można podejrzewać, że tusz nie jest zbyt mocny i z pewnością nie jest wodoodporny.

(szczoteczka od innego tuszu)

Ale dość przypuszczeń-przejdźmy do faktów.

Po pierwszym zastosowaniu byłam zła i załamana. Nigdy nie miałam tuszu z tak fatalną szczoteczką. Pomijam słabe rozczesywanie (szczotka nie należy do najgęstszych co widać na zdjęciach). Najgorsza była twardość "włosków". Miałam wrażenie, że to jakaś druciana szczotka do rdzy:)- w sumie z początku byłam pewna, że "włoski" są metalowe. Dopiero po wyczyszczeniu szczoteczki okazało się, że to tworzywo jak w innych szczoteczkach, tylko o wiele twardsze.
I tak tusz wylądował na dnie kosmetyczki. Odgrzebałam go niedawno i stwierdziłam, że od lipca nieco zgęstniał. Dla mnie to duży plus. Znam osoby, które preferują swieżutkie "mokre" tusze. Ja zdecydowanie wolę jak się "odstoją" i są nieco gęstsze.

                                                        szczoteczka z lewej to oryginał

Poza tym wyszperałam starą szczoteczką od innego tuszu (bodajże 2000 Calories) odłożoną do nakładania oleju rycynowego na rzęsy (czego oczywiście nie robię bo zapominam) i okazało się, że gwinty pasują. Teraz jestem w miarę zadowolona. Tusz nie podkręca, nie pogrubia i żadnych cudów nie robi ale trzeba mu oddać sprawiedliwość, że nie osypuje się. Poza tym  jest niesamowicie podatny na wodę, więc na śnieżyce pewnie odpada:) ale póki co może być.
Choć nadal nie widzę powodu dla którego tusz do sztucznych rzęs znalazł się w GB.....



YVES ROCHER POGRUBIAJĄCY TUSZ DO RZĘS SEXY PULP 

Również i ten tusz jest z pudełka GB i jest to jedno z ciekawszych odkryć.

Pierwsze wrażenie po otwarciu? O kurde.... ale ogromna szczoteczka w tak małym pojemniczku-jak oni to tam zmieścili i jak ja mam się tym pomalować.
Po pomalowaniu wstąpiłam do nieba:) Rzęsy rozczesane i wspaniale pogrubione. Istna firana choć malowanie się tą miniaturką to wyzwanie. Poza tym nie osypuje się. Dość łatwo zmywa się 2-fazówką.

Jestem zaskoczona. Firma YR mimo wysokich cen na niektóre swoje kosmetyki z luksusem mi się nie kojarzy. Uważam, że ich ceny są mocno naciągnięte. Kupuję tam tylko podczas super akcji z kuponami typu 3za2 lub mając kupon z grupona (raz udało mi się połączyć obie akcje i to były gigantyczne zakupy). Choć i wtedy kupuję tam głównie żele pod prysznic czy szampony. Kolorówki nigdy nie miałam i nie planowałam kupić. A tu taki skarb...

Nie ukrywam jednak, że póki co zakupu nie planuję....bo mam zapasy:)

Dodam, że cena za 9ml to ok 49zł czyli moim zdanie naprawdę przyzwoicie:)



 Chciałabym Was jeszcze zaprosić do wzięcia udziału w konkursie u Niecierpka  .


Czyż te nagrody nie są grzechu warte?:) Ja spróbuję szczęścia:)

sobota, 1 grudnia 2012

Los bublos...

Ehhh... kupiłam bubla (choć z rekomendacji). Dobrze chociaż, że nie był drogi.

Mowa o odżywce do rzęs Advance Volumiere z Eveline Cosmetics. 


Co obiecuje producent?

Innowacyjne, skoncentrowane serum do rzęs ADVANCE VOLUMIERÉ 3 w 1 łączy w sobie właściwości
serum odbudowującego rzęsy, aktywatora wzrostu włosa i bazy pod tusz. Opatentowany
BIO RESTORE COMPLEX ™ zapewniają głęboką regenerację, odbudowę i ochronę struktury włosa.
Specjalnie zaprojektowana elastyczna szczoteczka i satynowa konsystencja serum sprawią, że twoje oczy
nabiorą hipnotyzującego spojrzenia.
Serum zawiera specjalnie wyselekcjonowane składniki pielęgnacyjne pochodzenia naturalnego:
• BIO RESTORE COMPLEX ™ zawierający proteiny sojowe błyskawicznie wnika w głąb włosa, radykalnie odbudowując i chroniąc jego strukturę oraz zapobiegając wypadaniu rzęs podczas demakijażu.
• Kwas hialuronowy nawilża, rewitalizuje i stymuluje wzrost rzęs.
• D-panthenol skutecznie uelastycznia i odżywia rzęsy od nasady aż po same końce.

Moje wrażenia: 

Sama aplikacja nie jest żadną filozofią-nakłada się jak zwykły tusz. Z początku rzęsy są bialutkie ale po kilku minutach odżywka wchłania się i praktycznie jej nie widać.
Stosowałam raz dziennie-na noc (wersja jako baza pod tusz do rzęs nie przypadła mi do gustu). Po 3-4 tygodniach stosowania nie widzę różnicy. Z pewnością nie urosły a czy są mocniejsze? Też raczej nie.

Nie polecam-szkoda zabawy nawet za te 15 zł /10ml/ i czasu na szukanie (żadna z drogerii w okolicy-ani tych mniejszych ani tych większych-nie prowadzi kolorówki z Eveline i już byłam gotowa kupić ją na allegro -choć przesyłka to niemal połowa wartości odżywki- ale dopadłam ją w Biedronce). Zużyję ja do końca ale z pewnością drugiej nie kupię.

Z jednej strony czego się można spodziewać po super zaawansowanej technice za 15 zl ale z drugeij strony człowiek ma nadzieję, że akurat trafi na jakąś perełkę i nie będzie musiał wydawać 300 zł na któryś z zachwalanych na blogach preparatów. Cóż....nie tym razem;/


PS nie cierpię tych silikonowych szczoteczek w tuszach-kompletnie nie umiem nimi ładnie rozdzielić rzęs.

niedziela, 25 listopada 2012

Pyszczydłowe smarowidła Vichy i Nuxe i zakupowe grzechy


Moja kapryśna cera często daje mi popalić. Ogólnie ma znaczne tendencje do przetłuszczania. Co jakiś czas (czyt. co kilka dni i musowo i masowo w "te" dni) wyskakuje mi jakieś ustrojstwo. Przy tym wszystkim buźka niestety często jest też odwodniona (pewnie od tych wszystkich odtłuszczaczy), szczególnie na czole i między brwiami (co za dziwaczne miejsce na przesuszona skórę!).

Tak więc w dzień się matuję a na noc nawilżam. O ile oczywiście pamiętam, bo ja to typ kanapowca jestem i często nad książką zasypiam a wtedy w nocy zaspana człapię tylko się umyć i już w żadne kremy się nie bawię.


Mój aktualny zestaw pielęgnacyjny jest częściowo wynikiem przypadku. Krem Nuxe pochodzi z pudła GB  a krem Vichy jest nagrodą za punkciki zbierane w aptece sieci DOZ (Dbam o Zdrowie).



NUXE Crème Fraîche® de Beauté Light do cery wrażliwej i mieszanej miał ukoić i zmatowić moją cerę.


Opis ze strony producenta:
Crème Fraîche® de Beauté Light gasi pragnienie nawet najbardziej odwodnionej skóry (8 mleczek roślinnych, sok z aloesu, soliród). Koi skórę i uwalnia ją od uczucia dyskomfortu (Biały kwiat migdałowca oraz kwiat pomarańczy). Absorbuje także nadmiar wydzielanego  sebum (Puder ryżowy).

Pierwsze co mnie uderzyło to okropny zapach-nie wiem, który składnik go powoduje ale to coś okropnego i wiem, że w tym odczuciu nie jestem osamotniona.

Drugie i najważniejsze spostrzeżenie-mimo że krem dość dobrze nawilża i nie czuję się przy nim "ściągnięta" to jednak absolutnie nie zauważyłam efekty matującego. Już po średnio 2 godzinach zaczynam się świecić i jest już tylko gorzej. I nie ma tu znaczenia czy mam na sobie sam krem czy tez nałożę podkład i próbuję się zmatowić puderkami.
Do przetestowania dostałyśmy miniaturkę 15ml, która spokojnie mi wystarczyłam żeby podjąć poniższą decyzję:  z pewnością nie kupię tego kremu.



Vichy Aqualia Thermal krem o lekkiej konsystencji

Mój mąż zawsze śmieje się z mojego maniakalnego niemalże zbierania wszelkich punkcików i choć pewnie nieraz i nie dwa mało się to opłaca ale tu akurat jestem zadowolona. W sumie poza płynem micelarnym z firmą Vichy mam mało do czynienia i pewnie gdyby nie obecność powyższego kremu w katalogu nagród to bym go nie odkryła. A i prezent sam w sobie fajny, bo kremik kosztuje ok 50 zl za 40 ml więc warto było zbierac punkciki:)

Opis producenta:
Środowisko zewnętrzne, zmęczenie i stres codziennie przyczyniają  się do osłabienia bariery ochronnej naskórka.  Bez dodatkowej ochrony skóra ulega odwodnieniu, pojawiają się zaczerwienienia i uczucie ściągnięcia.  Krem zapewnia intensywne nawilżenie dla wzmocnienia  skóry wrażliwej. Wzbogacony w Wodę Termalną z Vichy i kwas hialuronowy krem Aqualia Thermal zapewnia skórze ciągłe nawilżenie przez 48h*, intensywnie koi skórę i zwiększa jej odporność na codzienne działanie szkodliwych czynników zewnętrznych.

I to wszystko jest święta prawda. Krem jest lekki ale świetnie nawilża. Praktycznie nie ma zapachu, nie klei się, idealnie się wchłania. Przeważnie stosuję go na noc choć odkąd odkryłam, że się po nim niemal nie świecę to często nakładam go i na dzień. Dozowanie jest łatwe i przyjemne a przez błękitne opakowanie pod światło łatwo zobaczyć ile jeszcze zostało produktu.
Powiedziałabym, że kupię nowy ale to nieprawda.....natomiast prawdą jest, że kilka dni temu odebrałam kolejną sztukę z następnych uzbieranych punkcików:)


A teraz czas na zakupy:)
Scholl, Essie i Dermadic są z SupherPharmy.
Sally Hansen z promocji -40% z Rossmanna.

Za testy zabiorę się jutro bo dziś to już tylko kremik na stópki i spać:)

sobota, 24 listopada 2012

Rouge Bunny Rouge czyli w pogoni za króliczkiem

Ostatnio GB narobił swoim subskrybentkom smaczku fundując przed grudniowym pudłem konkurs z kosmetykami marki Rouge Bunny Rouge. Myślę, że większość z nas ma nadzieję, że choć w jednym z grudniowych pudeł (podstawowym lub wersji Gold) a najlepiej w obydwu;) znajdzie się coś tej mało znanej i ekskluzywnej marki.


Dla mnie nie byłoby to pierwsze spotkanie z ta marką. Pierwszy raz ich kosmetyki kupiłam jakieś 1,5-2 lata temu i uważam, że są świetne. Niestety odstrasza cena i trudna dostępność. W Sephorach chyba wogóle ich nie ma a i w Douglasach ciężko je upolować. W moim mieście na 5 najczęściej odwiedzanych przeze mnie D. marka RBR jest tylko w jednej.

Przez moje łapki przewinęły się 4 produkty. Niestety obecnie pozostał mi już tylko jeden i to na wykończeniu. Mowa o przepięknym różu w odcieniu 033 DELICATA.






 Kolor jest delikatny i subtelny. Musiałam się nieźle namazać, żeby go uchwycić:) Dla mnie jest idealny. Zwłaszcza, że nie jestem zbyt wprawna w cieniowaniu twarzy ani nakładaniu różu, więc odpada ryzyko policzków matrioszki:) Poza tym jest szalenie wydajny. Nie mówię, że używam go codziennie ale 2-3 razy w tygodniu a mam go od ponad półtora roku! Wolę go o wiele bardziej niż mojego "burżuja" choć RBR jest conajmniej 3-4 razy droższy.

Jak widać zostało go już tak tyci-tyci i choć nie ukrywam, że rzadko kupuję 2 razy ten sam kosmetyk nawet jeśli mi podpasował- jestem zbyt ciekawa innych produktów- to naprawdę rozważam zakup kolejnego:)

Poza powyższym różem miałam jeszcze tusz do rzęs- był poprawny ale nie zachwycał oraz korektor pod oczy w pędzelku. O ile dobrze pamiętam nazywał się Magiczna Różdżka i byłam z niego całkiem zadowolona. Niestety ciężko mi powiedzieć o nich cokolwiek więcej bo obydwa skończyły mi się już dawno temu.
Ostatnim produktem, który miałam był "krem koloryzujący" lub jak kto woli podkład w wersji light (bez mocnego krycia). Kupiłam go pod koniec sierpnia zeszłego roku i skończył mi się jakoś miesiąc temu. Kosztował wprawdzie ok 200 zl ale na tak długi czas użytkowania nie wydaje mi się to aż tak straszną kwotą. Z tego produktu byłam bardzo zadowolona. Idealnie nadawał się do codziennego, szybkiego makijażu.Miał lekką konsystencję, więc łatwo rozprowadzić go na twarzy. Nie podkreślał suchych skórek. Nie robił smug. Opakowanie higieniczne-tubka do wyciskania (jak krem do rąk), choć może ze zbyt twardego plastiku. Myślałam, że produkt się skończył ale z ciekawości rozcięłam opakowanie-co proste nie było-i okazało się, że na ściankach jest jeszcze tyle podkładu, że starczyło mi na ponad tydzień używania.

Tak więc....z chęcią ponownie spotkałabym się z ta marką. Za sprawą GB lub własnego zakupu:)